Od 16 kwietnia prezesem Kopalni Soli Bochnia ponownie jest Krzysztof Zięba, który bocheńskiej kopalni szefował już w latach 2008-2016. W wywiadzie dla Bochnianin.pl mówi m.in. o swoich pomysłach na dalsze funkcjonowanie kopalni, planowanych inwestycjach i swoim spojrzeniu na współpracę pomiędzy kopalnią a miastem.
Mirosław Cisak, Bochnianin.pl: – Po ośmiu latach przerwy wraca pan na stanowisko prezesa Kopalni Soli Bochnia. Czym zajmował się pan przez te ostatnie lata?
Krzysztof Zięba, prezes zarządu Kopalni Soli Bochnia: – Miałem to szczęście, że po zaprzestaniu pełnienia funkcji prezesa zarządu, kolejni prezesi proponowali mi pozostanie w kopalni, a konkretnie w dziale turystyki. Przez te osiem lat zajmowałem się głównie sprawami związanymi z kierowaniem poszczególnymi działami turystycznymi. Ponadto przy moim pierwszym następcy pełniłem też funkcję doradcy zarządu w sprawach korporacyjnych, współpracy z ministerstwami itp.
Czy jako osoba odpowiedzialna za kwestie turystyczne był pan współautorem działań poprzedniego prezesa Zygmunta Dobrowolskiego?
– Nie, ale pragnę przypomnieć fakty z okresu, gdy prezesem był p. Zbigniew Rojek. Kilka lat od 2016 r. pod względem frekwencyjnym to były najlepsze lata w historii bocheńskiej kopalni. Zmiany rozpoczęte jeszcze w 2014 r., gdy byłem prezesem, zaowocowały sporymi inwestycjami – przede wszystkim gruntowną modernizacją infrastruktury podziemnej w komorze Ważyn, zwiększonymi nakładami na promocję – i w konsekwencji nastąpił wyraźny wzrost frekwencji z poziomu ok. 154 tys. turystów w 2014 r. do ok. 192 tys. w 2017 r. Przyznaję, że współpraca była wtedy bardzo dobra. Kolejny prezes, czyli p. Maciej Kuszlik, zderzył się niestety z pandemią Covid-19 i tutaj mocnych nie było. Wszystkie przedsiębiorstwa funkcjonujące w branży turystycznej, hotelowej, gastronomicznej zostały najmocniej uderzone przez pandemiczne obostrzenia. Kopalnia także, choć trzeba przyznać, że później dość szybko udało się wrócić do zyskownych poziomów przychodów z działalności turystycznej, ale do poziomów frekwencyjnych sprzed Covidu jeszcze nam trochę brakuje.
W czasie ostatnich ośmiu lat Kopalnią Soli Bochnia kierowało trzech prezesów. Czy podjąłby się pan oceny ich pracy?
– Nie chciałbym dokonywać oceny ich pracy. To były różne czasy, różne okoliczności. Trudno byłoby to porównać. Na pewno bardzo dobrze wspominam współpracę z prezesem Zbigniewem Rojkiem, to była osoba związana z kopalnią, pracowała w niej, więc to porozumienie zostało bardzo szybko osiągnięte. Znajomość problemów związanych z funkcjonowaniem kopalni nie tylko jako ośrodka turystycznego, ale przede wszystkim jako zakładu górniczego ułatwiała pracę i podejmowanie decyzji. Kolejni prezesi byli jednak spoza branży, tak górniczej, jak i turystycznej.
W 2013 r. przy pana wielkim zaangażowaniu udało się uzyskać wpis na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Czy uważa pan, że ten fakt jest dobrze wykorzystywany? A jeśli nie, to co można zrobić lepiej?
– Wpis na listę UNESCO wiąże się z dużymi oczekiwaniami przede wszystkim na znaczny wzrost zainteresowania ze strony turystów, ale także na zwiększone możliwości pozyskiwania finansowania działalności. Jednak jak obserwuję wskaźniki rozpoznawalność kopalni jakie uzyskaliśmy z badań ankietowych to okazuje się, że na pierwszych miejscach na tej liście często wskazywana jest działalność, której w tej chwili nie prowadzimy, czyli działalność lecznicza i sanatoryjna, wskazywane są także walory zdrowotne związane z przebywaniem w kopalni soli. Na kolejnych miejscach są walory historyczne i wpis na listę UNESCO. Oprócz tego, że w świadomości turystów funkcjonujemy jako jeden z kilkunastu obiektów naprawdę wyjątkowych w skali Polski, które są uhonorowane tym wpisem, to nie jest to podstawowy element, który skłaniałby ludzi do odwiedzenia kopalni. Turyści przede wszystkim oczekują przyjemnej atmosfery, ciekawych historii, dobrej podziemnej gastronomii, atrakcji, zabawy – a to wszystko kopalnia oferuje. Wpis UNESCO to wartość dodana.
Dodam jeszcze, że lista miejsc UNESCO staje się coraz bardziej elitarna, bo mocniej rozwija się lista niematerialnego dziedzictwa i tam bocheńska kopalnia też aplikuje, ale w szerszym gronie kopalni podtrzymujących tradycje Barbórki. Natomiast zdecydowanie najważniejsze jest to, że z tym wpisem związana jest gwarancja rządowa o zachowaniu tego zabytku. Dla górników, dla mieszkańców Bochni to jest najważniejsza wartość związana z tym znakiem.
W konkursie na stanowisko prezesa zarządu Kopalni Soli Bochnia zapewne musiał pan przedstawić swoją wizję rozwoju. Jakie ma pan pomysły na dalsze funkcjonowanie kopalni?
– Bocheńska kopalnia obecnie nie wymaga rewolucyjnych zmian, bo takie zmiany ma już za sobą. Pierwsze były ponad 30 lat temu, kiedy zakończone zostało wydobycie soli i tworzone były zalążki działalności turystycznej, kolejne to rozwój działalności turystycznej w ramach spółki Uzdrowisko Kopalnia Soli Bochnia, w której większościowy pakiet udziałów nabył inwestor prywatny. Kolejne zmiany to lata 2013-2014 r.: wpis na listę UNESCO, komercjalizacja przedsiębiorstwa państwowego kopalni, będącego wcześniej w likwidacji i utworzenie działu turystyki w strukturze skomercjalizowanego przedsiębiorstwa. W tej formule kopalnia funkcjonuje już ponad 10 lat. Kolejne lata spółka zamyka dodatnim wynikiem finansowym, poza okresem pandemii. Dzięki dochodom z turystyki mogliśmy wykonać sporo inwestycji w podziemnej infrastrukturze turystycznej. Zmiana formuły pozwoliła też skutecznie starać się o środki zewnętrzne np. na nową trasę turystyczną, bo posiadamy środki na wkład własny do finansowania takich projektów a także spełniamy tzw. warunek trwałości projektu. Poprzedni status „przedsiębiorstwa państwowego w likwidacji” pozbawiał kopalnię szans w uzyskaniu środków.
To, czego mi brakuje w ofercie kopalni, to wspomniana już działalność związana z rehabilitacją oddechowo-ruchową, która została przerwana w 2017 r. Turnusy rehabilitacyjne organizowane przez spółkę Uzdrowisko Kopalnia Soli Bochnia, współfinansowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia cieszyły się dużą popularnością. Marketingowo to strzał w dziesiątkę, bo osoby uczestniczące w tych turnusach to ludzie z całej Polski. Pozwalało to identyfikować bocheńską kopalnię, jako tę, w której oprócz atrakcji, historii, szuka się zdrowia. Podczas mojego przesłuchania konkursowego przed radą nadzorczą przedstawiłem taki właśnie wstępny projekt, aby wznowić działalność, o której teraz mówię. Planuję stworzyć odpowiedni aneks w części komory Ważyn, gdzie takie zajęcia byłyby na dole prowadzone. Warunek, aby ten pomysł zakończył się sukcesem jest taki, że hotel Sutoris i restauracja Grota muszą wznowić działalność. Myślę, że jak stworzymy odpowiednie warunki na dole kopalni i skonkretyzujemy naszą ofertę to szybko znajdziemy osoby chętne do współpracy.
Pewnie w ten sposób, że hotel i restauracja nadal byłyby w prywatnych rękach?
– Tak, dokładnie. Jeśli chodzi o strukturę kapitałową, udziałową spółki to nic się nie zmieniło. Nadal kopalnia jest mniejszościowym udziałowcem, a większościowym udziałowcem hotelu i restauracji jest pan Zbigniew Urban. Z tego co wiem, to starania spółki Uzdrowisko o pozyskanie partnerów do współpracy w celu wznowienia pracy hotelu cały czas trwają. Te rozmowy mają bardzo poważny charakter, więc myślę, że to jest bliska perspektywa i ta działalność zostanie przywrócona. Jeśli chodzi o zakres prac po stronie kopalni to podejmę działania, aby dostosować wydzielony aneks dla terapii w komorze Ważyn. Natomiast kwestie związane z noclegiem i wyżywieniem tych grup pozostaną po stronie spółki Uzdrowisko. Wiadomo, że grupy rehabilitantów przy okazji pobytu na dole skorzystają z innych oferowanych przez nas atrakcji.
Pewnie kopalnia będzie starała się o kontrakt z NFZ?
– Taki jest docelowy model, który należy osiągnąć. Kilka lat temu została zmieniona ustawa, która wprowadza status tzw. podziemnego sanatorium. Taki status posiada chociażby komora w Kopalni Soli Wieliczka. Będę chciał z tych regulacji skorzystać.
Porozmawiajmy teraz o pomysłach, o których mówił poprzedni prezes Zygmunt Dobrowolski. Co z punktem informacji turystycznej, który w zasadzie już powstał w miejskim lokalu przy Rynku?
– Punkt informacji turystycznej to niewątpliwie efekt współpracy byłego prezesa i Urzędu Miasta Bochnia, a konkretnie burmistrza Stefana Kolawińskiego. Miasto użyczyło nam na pięć lat ten obiekt, a my go wyremontowaliśmy z własnych środków. Otwarcie punktu informacji turystycznej w Rynku planujemy w połowie maja. Będzie to punkt sprzedaży biletów, punkt informacji, również będzie to kolejny sklepik z pamiątkami, taki widoczny, czynny punkt kopalni w centrum miasta. To ważne, bo nasza oferta się rozwija. Od kilku miesięcy czynna jest nasza nowa trasa „Solny świadek”, która rozpoczyna się zejściem szybem Sutoris. Ponadto przewidujemy uruchomienie zjazdów tym szybem dla osób indywidualnych w weekendy. Docelowo ten punkt oraz spodziewany zwiększony ruch turystyczny związany z nową trasą na pewno zaowocuje oczekiwanym wzrostem obecności turystów w centrum miasta. Czekamy jeszcze na zakończenie prac rewitalizacyjnych na Plantach Salinarnych, bo obecnie turystów, którzy kupują bilety na trasę „Solny świadek” przewozimy busami do szybu Sutoris. Gdy Planty będę odnowione to przy dobrej pogodzie chcemy proponować turystom spacer z szybu Campi do szybu Sutoris.
Innym z pomysłów było przeniesienie kuchni z podziemi na powierzchnię, były prezes mówił o adaptacji na ten cel budynku Starej Warzelni przy szybie Campi. Co pan o tym sądzi?
– To nie był dobry pomysł i rezygnujemy z niego. To było nieprzemyślane pod względem logistycznym. Sześć lat temu niemałym nakładem wybudowaliśmy nowoczesną kuchnię na dole, głównie po to, żeby uniknąć wożenia gotowych dań na dół. Wiadomo, że później te posiłki muszą być poddawane wtórnej obróbce termicznej, co negatywnie wpływa na ich jakość – takie dania nie są tak dobre jak te przygotowywane na miejscu. Także ze względów logistycznych zdecydowanie lepiej jest przygotowywać posiłki na dole i tam je podawać. Odkąd posiadamy nowoczesną kuchnię na dole oferta gastronomiczna nie spotkała się z krytyką, wręcz przeciwnie – byliśmy wielokrotnie chwaleni za naszą ofertę gastronomiczną, i pewnie też dlatego, że posiłki przygotowywane są na miejscu. Dlatego tak już zostanie. Natomiast pomysł na Starą Warzelnię będzie inny. Przedstawię go, gdy opracujemy szczegóły. Na razie mogę powiedzieć, że będzie to kolejny pomysł dofinansowany ze środków unijnych.
Była też mowa o kolejce elektrycznej, która miała wozić turystów pomiędzy szybami…
– Prezes funkcjonował tutaj dwa lata i o kolejce mówił od samego początku. Powodem braku realizacji tego pomysłu na pewno nie były finanse, bo poprzednik zostawił kopalnię w bardzo dobrej kondycji finansowej. Nie widziałem żadnej dokumentacji, która pokazywałaby stronę ekonomiczną tego przedsięwzięcia. Pomijając kwestię tego, czy przejazd zatłoczonymi ulicami Bochni na trasie między krytą pływalnią a kościołem św. Pawła, takimi otwartymi wagonikami, jest faktycznie atrakcją… Do tego dochodzi kwestia pogody. Nie jest to tylko moje zdanie, bo to jest dość powszechna opinia. Poprzedni prezes był bardzo związany z tą ideą, nikt go nie blokował, ale nie zrealizował tego zamierzenia. Myślę, że z takich właśnie oczywistych powodów. Byłem i jestem sceptyczny wobec tego pomysłu. Jak już powiedziałem, zdecydowanie stawiam na to, aby zachęcić turystów do spaceru przez Bochnię.
Jakie obecnie wyzwania stoją przed bocheńską kopalnią? Szykują się jakieś inwestycje?
– Mamy spore potrzeby inwestycyjne związane z dokończeniem rozpoczętej sześć lat temu modernizacji komory Ważyn. Pozostało wykonanie najbardziej rozległego aneksu sanitarnego na wejściu do całego kompleksu komory Ważyn, z szatnią, toaletami, pomieszczeniami technicznymi. W tej chwili ten fragment jest w ogóle wyłączony z ruchu, wymaga dość sporych nakładów, żeby go w zasadzie wybudować na nowo. Przy tej okazji planujemy kompleksowy remont podłogi na boisku sportowym. Ostatnio wymieniano tam podłogę ponad 10 lat temu, niestety ruchy górotworu stale ją deformują. Obecnie już nie nadaje się do wykorzystywania np. do tańczenia. To jest plan inwestycyjny na ten rok: wymiana podłogi na boisku w komorze Ważyn i wykonanie węzła wejściowego. Po tych pracach będziemy mogli uznać gruntowny remont komory Ważyn za zakończony.
Przed nami też inne kosztowne przedsięwzięcia. Do wymiany są wszystkie łóżka, które są w części sypialnianej. Mają ponad 20 lat i już całkowicie się zużyły. Nasza oferta pobytów nocnych nadal cieszy się ogromnym zainteresowaniem, ale ten wiek sprzętów i wyposażenia zaczyna nam być trochę wytykany, więc musimy przekierować spore środki na odświeżenie tej infrastruktury.
Dzieje się również wiele rzeczy, których nie widać na zewnątrz. W końcu po wielu latach zaczęła być realizowana naprawdę ważna, wielomilionowa inwestycja, czyli budowa stacji klimatyzacji, osuszania przy szybie Trinitatis. Wilgotne powietrze, a właściwie woda, która skrapla się z powietrza w okresie letnim bezpowrotnie degraduje podziemne wyrobiska. Po wielu kłopotach doprowadzono w końcu w tym roku do podpisania umowy z wykonawcą robót. Firma wzięła się mocno do pracy i liczymy na to, że do końca roku ta inwestycja zostanie zakończona, a efekty zobaczymy w przyszłym roku.
Przed nami, w perspektywie 2-3 lat, inna duża inwestycja: gruntowna przebudowa zbrojenia w szybie Campi. To jest zadanie już na teraz dla zarządu, ponieważ trzeba przygotować to przedsięwzięcie pod względem koncepcyjnym, projektowym i przede wszystkim finansowym.
Co z terenami przy szybie Campi, gdzie kiedyś funkcjonowała Osada Oraczy? Czy to jest już przegrana sprawa?
– Niestety wydaje mi się, że tak. Sprzedaż nastąpiła jeszcze za prezesa Macieja Kuszlika. Od spółki Uzdrowisko kupił to podmiot zewnętrzny, który próbuje przystąpić do jakiejś inwestycji. Trudno jest mi się na ten temat wypowiadać, bo nie miałem jeszcze w tej sprawie spotkania z tymi inwestorami. Planuję takie rozmowy, gdy zamiary zostaną skonkretyzowane. Jako sąsiad tej działki jestem tym żywo zainteresowany.
Czy sprawa konfliktu płacowego z przewodnikami została już całkowicie zakończona?
– Myślę, że na chwilę obecną tak. Nie chcę zbytnio komentować sprawy związanej z przewodnikami. Powiem tylko tyle, że równolegle zostało wprowadzone nowe porozumienie płacowe, bardzo korzystne dla pracowników etatowych kopalni, więc nikogo nie dziwiło, że również przewodnicy, którzy finansowani są w inny sposób, bo przez umowy cywilno-prawne, wystąpili o zwiększenie swoich stawek. Nie chciałbym komentować sposobu prowadzenia negocjacji przez mojego poprzednika. Doszło do zaognienia konfliktu, który ostatecznie został szczęśliwie zakończony. Przewodnicy to bardzo wpływowa grupa zawodowa, dosyć szeroka i co najważniejsza niezbędna dla funkcjonowania kopalni. Ich rola jest kluczowa dla organizacji ruchu turystycznego.
Na koniec naszej rozmowy chciałbym poruszyć kwestię współpracy z miastem. Trochę już pan o tym mówił, ale chciałbym jeszcze inaczej ugryźć ten temat. Wiele się mówi o współpracy miasta Bochnia i Kopalni Soli Bochnia, temat jest ciągle wałkowany i mam wrażenie, że jest to zbyt akcentowane. Co według pana można jeszcze w tym temacie zrobić? I czy w ogóle należy kłaść na to duży akcent?
– Moim zdaniem temat współpracy miasta z kopalnią obrósł nieco mitem. Wydaje mi się, że jest to taki „łatwy chłopiec do bicia” w krytyce władz miasta i kopalni, choć bardziej władz miejskich. W ostatnich latach, za czasów burmistrza Stefana Kolawińskiego, ta współpraca była bardzo dobra. Jeśli nie wszystkie wspólne zamierzenia udało się zrobić, to generalnie nie było specjalnych problemów, wręcz przeciwnie – było wsparcie w działaniach z obu stron. Zagospodarowany plac przed szybem Sutoris, czy też punkt informacji turystycznej w Rynku jest przecież tego dowodem. Więc według mnie kwestia braku współpracy pomiędzy miastem i kopalnią jest wyolbrzymiana. Możemy mieć tylko takie uwagi, że jest za mało miejsc parkingowych w centrum, ale w końcu powstanie np. parking na placu przy ul. Floris, który będzie dobrym zapleczem również dla kopalni i hotelu.