W rozmowie z Bochnianin.pl Marek Rudnik, wiceprzewodniczący Rady Miasta Bochnia, opowiada o swojej roli niezależnego radnego i wyzwaniach, jakie napotyka w miejskim samorządzie. Wyjaśnia też, dlaczego stawia na neutralność, jakie widzi problemy w bieżącej kadencji oraz co, jego zdaniem, jest kluczowe dla rozwoju Bochni.
Mirosław Cisak, Bochnianin.pl: – Chciałbym, żebyśmy naszą rozmowę zaczęli od przypomnienia wydarzeń z maja, a konkretnie wyborów składów komisji problemowych. Po tym jak 7 maja został pan wiceprzewodniczącym, a Katarzyna Korta-Wójcik przewodniczącą, pewną niespodzianką na II sesji było to, że PiS „zgarnął” połowę przewodnictwa w komisjach. W dużej mierze przyczyniły się do tego pana głosy. Proszę raz jeszcze wyjaśnić dlaczego tak pan głosował?
Marek Rudnik, wiceprzewodniczący Rady Miasta Bochnia: – Od początku podkreślałem wraz z Marcinem Imiołkiem, że nie jesteśmy częścią koalicji ani opozycji, w przeciwieństwie do Prawa i Sprawiedliwości, które jasno opowiedziało się po stronie opozycyjnej. Naszym zdaniem, najlepszym rozwiązaniem dla nas, jako radnych niezależnych, było zachowanie neutralności. Chcieliśmy być takim katalizatorem, łącznikiem pomiędzy jedną a drugą grupą radnych. Skupiamy się na dobru Bochni i jej mieszkańców, a nie na podziałach „my” kontra „oni”, które często są obecne w mediach.
A jak pan wytłumaczy oddanie przewodnictwa w komisji rewizyjnej, która uważana jest za najważniejszą, PiS-owi, o czym zdecydowały głosy pana i radnego Marcina Imiołka?
– Uważamy, że opozycja również powinna mieć głos. W PiS jest wielu doświadczonych samorządowców, co ułatwia prowadzenie prac komisji. Z kolei wielu nowych radnych potrzebuje czasu, by nauczyć się funkcjonowania w samorządzie – to naturalny proces. Dlatego uznaliśmy, że rozsądnie będzie dać opozycji przestrzeń do działania, co, jak pokazują ostatnie miesiące, było właściwą decyzją.
Podoba się panu ta rola bycia „katalizatorem”?
– Szczerze mówiąc, nie podoba mi się ta rola. Inaczej wyobrażałem sobie pracę w miejskim samorządzie. Rozmawiam z osobami, które działały w poprzednich kadencjach i obecna atmosfera pracy jest bez precedensu. O Bochni mówi się głównie w negatywnym kontekście, co mnie bardzo martwi. Dla mnie to jest po prostu straszne. Przyszedłem do rady, by pracować dla dobra miasta, a tu ciągle pojawiają się problemy i o tym jest głośno – w mediach, w radzie, czy w różnych sytuacjach. W innych samorządach zdarzają się konflikty, ale u nas wydaje się to być regułą. Atmosfera ciągłych kłótni i przekomarzań sprawia, że trudno iść do przodu. Zamiast skupić się na rozwoju miasta, tkwimy w miejscu, tracąc energię na niepotrzebne spory.
Skoro nie podoba się panu ta rola, to jakie widzi pan rozwiązanie?
– Staram się robić wszystko, co w mojej mocy, aby relacje między nami były jak najlepsze. W swoich wystąpieniach na forum rady zawsze dążę do tonowania napięć i łagodzenia sporów. Czasem podpowiadam nawet przewodniczącej jak zakończyć dyskusje, by wprowadzić więcej zgody. Jeśli nie uda nam się tego osiągnąć w ciągu najbliższych miesięcy, obawiam się, że cała kadencja będzie stracona. Radni zostali wybrani nie po to, by się kłócić, ale by realizować to, co obiecywaliśmy w kampanii. Jeśli nie wypracujemy wzajemnego szacunku między radą a burmistrzem i urzędnikami, nie zrealizujemy niczego. Naszym zadaniem jest działać na rzecz miasta, a nie udowadniać, kto ma rację.
Dotychczasowe sesje nowej kadencji dały nam ciekawy obraz sytuacji: koalicja wspierająca burmistrz nie ma mocy sprawczej, bo nie ma stałej większości. Te pierwsze sesje pokazały też, że w wielu sprawach bliżej panu (patrząc też na wyniki głosowań) do PiS niż do pozostałych radnych. Naprawdę można się w tym pogubić. Jak pan to czuje, do kogo panu bliżej: do PiS czy grupy radnych bardziej wspierających burmistrz?
– Razem z kolegą radnym Marcinem Imiołkiem nie czujemy się bliżej ani PiS, ani grupy radnych wspierających burmistrz. Staramy się patrzeć na sprawy miasta zdroworozsądkowo i zawsze kierujemy się interesem Bochni. Przykładowo kiedy głosowaliśmy nad petycjami ws. honorowego obywatelstwa prezydenta Andrzeja Dudy, działaliśmy w zgodzie z tym, co mówiło wielu mieszkańców. Często słyszeliśmy, że ta sprawa nie przyniesie miastu korzyści, a tylko zaszkodzi. Po co więc niepotrzebnie zaogniać konflikty? W innym przypadku, gdy odbywało się głosowanie uchwały za udzieleniem pani burmistrz wotum zaufania i absolutorium zagłosowaliśmy „za”.
Przypomnę jeszcze – w nawiązaniu do tematu dotyczącego honorowego obywatelstwa – że ostatnio zaproponowałem dwie rzeczy. Po pierwsze, by w przyszłości wpisać do regulaminu ochronę miasta przed takimi sytuacjami, czyli nie wyróżnianie czynnych polityków, żeby decyzje nie były zmieniane przy każdej zmianie władzy. Po drugie, uważam, że w ważnych dla miasta sprawach, jak przykładowo budowa ośrodka nad Rabą w Chodenicach, obiektu wielofunkcyjnego wraz z parkingiem wielopoziomowych, czy właśnie wspomnianej petycji, warto organizować referendum i zapytać mieszkańców o zdanie. Ostatecznie to mieszkańcy powinni decydować, my jesteśmy jedynie narzędziem do realizacji ich woli.
A czy sam mandat radnego nie jest wystarczającą legitymacją do podejmowania nawet tych kluczowych decyzji? Trochę brzmi to jak przerzucanie odpowiedzialności na mieszkańców, którzy przecież już raz wybrali w wyborach samorządowych swoich reprezentantów.
– W pewnym sensie mandat radnego jest wystarczającą legitymacją, ale wybory rządzą się swoimi prawami. Kampanie wyborcze często są pełne manipulacji, hejtu i nieprawdziwych informacji. Sam tego doświadczyłem. Wybory to proces, w którym uwodzi się wyborców obietnicami, a dopiero po czasie wychodzi na jaw, kto tak naprawdę spełnia oczekiwania mieszkańców. Często słyszę później komentarze typu: „Kto wybrał tego radnego? Przecież on nie spełnia żadnych oczekiwań”. Niestety, ta kampania była mocno polityczna, zwłaszcza że odbyła się niedługo po wyborach parlamentarnych, co wpłynęło na jej wynik. Obecnie nastroje społeczne są inne, ale taki jest kalendarz wyborczy i trzeba to zaakceptować.
Wracając do wspomnianej przez pana zmiany regulaminu nadawania tytułu Honorowego Obywatela Bochni uzupełniając go o zaznaczenie, aby nie nadawać tego tytułu czynnym politykom. Czy zamierza pan pociągnąć ten temat? Może jakaś inicjatywa uchwałodawcza?
– Wszystko trzeba robić zgodnie z obowiązującym prawem. Trzeba myśleć nad tą zmianą regulaminu, ale nie jest to pilna sprawa, którą trzeba rozstrzygnąć na najbliższej sesji. Obecnie mamy dużo napięć, ale mam nadzieję, że emocje opadną i podejdziemy do tego tematu na chłodno. Liczę, że znajdzie się otwartość po obu stronach. Jeśli zgodnie z Regulaminem Rady Miasta Bochni uda się wprowadzić taką inicjatywę uchwałodawczą to taką zmianę przegłosujemy. Wydaje mi się, że wszystkim zależy, aby uniknąć takich sytuacji w przyszłości. Honorowy Obywatel Bochni to zaszczytne wyróżnienie, dlatego ważne jest, co pomyślą ci, którzy otrzymają je w przyszłości. W przypadku prezydenta Andrzeja Dudy inicjatywa wyszła od pana Stefana Kolawińskiego, a radni ją zaakceptowali. Istnieje pewna ciągłość władzy, a odpowiedzialność za decyzje trzeba brać na siebie – takie jest moje zdanie.
Może koalicja PiS (z radnym Grzegorzem Pałkowskim, który nie jest w klubie radnych PiS) plus pan i radny Marcin Imiołek to bardziej naturalny scenariusz? Co pan o tym sądzi?
– W polityce nigdy nie można mówić „nigdy”. Jeśli ktoś twierdzi, że coś nie jest możliwe to albo kłamie, albo nie ma pełnego rozeznania. Jak wszyscy pamiętamy startując na stanowisko burmistrza Bochni każdy z kandydatów w wyborach wierzył, że zostanie burmistrzem. Nikt nie startuje z założeniem, że przegra. Stało się jak się stało i widocznie tak miało być, ten etap został zamknięty. Obecnie, wraz z radnym Marcinem Imiołkiem, staramy się działać zdroworozsądkowo. Nie planujemy wchodzić w żadne koalicje, ale wspieramy dobre inicjatywy dla Bochni i jej mieszkańców.
Cieszy mnie na przykład to, że udało się przegłosować kilka planów zagospodarowania przestrzennego, na które ludzie długo czekali. Dziwi mnie, że poprzednia kadencja nie zajęła się tym wcześniej, mimo że wszystko było już gotowe.
Ostatnio na sesji pojawił się temat punktowej zmiany planu zagospodarowania centrum miasta. Zastępca burmistrza Filip Pach wyjaśnił, że wyciągnęli zaległe wnioski od mieszkańców. Jednak jeden z nich zgłosił, że niedawno nabył nieruchomość i nie był ujęty w tych planach. To, jak zauważył radny Jan Balicki, przypomina sytuację, gdy autobus odjeżdża, a pasażer biegnie z biletem w ręku – fatalna sytuacja. Chciałbym przy okazji naszej rozmowy zaapelować, aby mieszkańcy centrum, którzy mają jakieś plany lub pomysły, zgłaszali się do architekta miejskiego, żeby nikt nie poczuł się pominięty.
Może urząd powinien bardziej postarać się o to, żeby komunikacja z mieszkańcami była lepsza?
– Zgadzam się, że komunikacja z mieszkańcami powinna być lepsza. Już wcześniej mówiłem, że ten obszar wymaga poprawy, ale niestety nic się jeszcze nie zmieniło. Może potrzeba na to więcej czasu? Czasami wprowadzenie znaczących zmian wymaga cierpliwości.
Jak odnosi się pan do plotek o możliwym przewrocie w Radzie Miasta, który miałby doprowadzić do odwołania pana i przewodniczącej Katarzyny Korty-Wójcik? Czy uważa pan te doniesienia za realne, zwłaszcza w kontekście ostatnich wydarzeń?
– Nie boję się takich spekulacji. Jeśli radni uznają, że nie powinienem być wiceprzewodniczącym, nie mam z tym problemu. Chętnie zasiądę z innymi radnymi w sali obrad. Nie przywiązuję się do stanowisk, bo wiem, że one są chwilowe. W mojej karierze pełniłem różne funkcje i nigdy się do nich nie przywiązywałem. Kiedyś usłyszałem od kapelana policji mądre słowa: „Używaj wszystkiego, ale nie przywiązuj się do niczego”. Staram się tym kierować. Moja rola w urzędzie nie wynika z chęci rządzenia czy zdobycia stanowisk, ale z potrzeby działania na rzecz miasta. Jeśli radni uznają, że mają lepszy pomysł, nie widzę w tym problemu. Może nawet będę bardziej spokojny w tej całej napiętej sytuacji.
Czy ktoś z panem na ten temat rozmawiał, czy to wyłącznie na zasadzie plotek?
– Niestety często dowiadujemy się więcej z prasy i plotek niż z bezpośrednich rozmów. Brakuje rzetelnego spotkania, podczas którego ktoś powiedziałby wprost co myśli, zamiast snuć domysły. W ogóle uważam, że zamiast plotkami powinniśmy teraz zająć się ważniejszymi sprawami. Przed nami jedna z najważniejszych sesji w roku, czyli sesja budżetowa, na której uchwalimy budżet na 2025 rok. Uważam, że oprócz sesji budżetowej kluczowa jest również ta z absolutorium i wotum zaufania dla burmistrza. Cała reszta prowadzi do tych dwóch momentów. Budżet nie może być ustalany przez jedną grupę, ignorującą resztę radnych. Każdy z nas miał swoje propozycje w kampanii, a koncepcje burmistrza powinny przenikać się z naszymi. Nie oczekujemy rzeczy nierealnych, tylko rozwiązań wspólnych dla miasta. Jeżeli burmistrz okaże szacunek wszystkim radnym, jestem przekonany, że budżet zostanie wypracowany. Jeśli jednak tylko wybrana grupa będzie z tego korzystać, antagonizmy będą się pogłębiać. Wybór drogi należy do burmistrz i jej doradców. Mogę jedynie apelować o zdroworozsądkowe podejście.
Co do antagonizmów, to jak pan skomentuje te krytyczne opinie, które formułowała głównie przewodnicząca klubu radnych KO Jolanta Michałowska, a także do głosowań radnych KO, które nie popierają działań burmistrz? Czy tak powinno wyglądać wsparcie ze strony „swoich” radnych?
– To dla mnie niezrozumiałe. Jeśli decydujemy się na współpracę, powinniśmy wybierać to, co uważamy za dobre lub złe, a nie organizować konferencje prasowe czy wytykać sobie nawzajem błędy. Każdy z nas jest dorosły i odpowiada za swoje decyzje. Nasze działania będą oceniane przez ludzi, a czas wszystko zweryfikuje. Poza tym dziwi mnie, że zaledwie 4 czy 5 miesięcy temu, na konferencji prasowej przed II turą wyborów, wszyscy radni koalicji stali razem za burmistrz. Wówczas zapewniali o swoim wsparciu. Teraz pytam: co się zmieniło? Tego nie rozumiem.
Jak pan skomentuje sytuację, do której doszło podczas ostatniej sesji, czyli głosowanie na „dwie ręce”?
– Dla mnie ta sprawa również jest niezrozumiała. Pani radna Jolanta Michałowska popełniła błąd, ale elegancko się do niego przyznała i przeprosiła w mediach. Jesteśmy tylko ludźmi, a w takich emocjonalnych momentach mogą zdarzyć się pomyłki. Zdarzenia podczas ostatniej sesji miały miejsce pod koniec obrad, co też może sprzyjać rozluźnieniu i dekoncentracji.
Dziwi mnie jednak to, jak szybko zaczęła się nagonka. Uważam, że sprawa powinna zostać dokładnie zbadana przez odpowiednie instytucje i chociaż nie ma wątpliwości, że pani Michałowska popełniła błąd, to powinniśmy pamiętać, że każdy może się pomylić. Osobiście uważam, że porównywanie tej sytuacji do głosowania w Sejmie jest nieadekwatne. Ogólnie to przykre, że Bochnia znów stała się przedmiotem krytyki w mediach. Uważam, że powinniśmy podejść do tego z rozwagą i nie stygmatyzować radnych.
Porozmawiajmy sobie jeszcze przez chwilę tak ogólnie o tym co dzieje się w mieście. Jak pan ocenia działania i decyzje podejmowane przez burmistrz Magdalenę Łacną do tej pory?
– Szczerze mówiąc, uważam, że obecnie jesteśmy w fazie rozruchowej. Pani burmistrz podejmuje różnorodne decyzje kadrowe, zarówno z własnej inicjatywy, jak i w porozumieniu z doradcami. Warto zauważyć, że realizowane są plany zagospodarowania przestrzennego, co od lat było problemem mieszkańców. Zorganizowano też kilka imprez plenerowych, co jest pozytywne. Uzyskano dotację na budowę żłobka. Jednakże, poza tym niewiele widać, aby się wydarzyło. Potrzebujemy więcej czasu, aby zobaczyć pełny obraz działań burmistrz i zrozumieć jak ułoży się przyszłoroczny budżet. Ostatecznie wiele spraw jeszcze się wyjaśni.
Na czym według pana Rada Miasta i burmistrz powinni się teraz skupić? Które sprawy są według pana najpilniejsze?
– Uważam, że kluczowe jest, aby radni otrzymali pełną informację o projektach, które są gotowe do realizacji. Niestety, brakuje nam wiedzy na ten temat, co może prowadzić do nieporozumień. Ważne jest, abyśmy jako radni mieli jasny wgląd w to, co pozostało po burmistrzu Stefanie Kolawińskim i jakie projekty wymagają aktualizacji.
Następnie powinniśmy skupić się na projektach, które obiecywaliśmy mieszkańcom w trakcie kampanii wyborczej. Przykładem jest budowa parkingów, ponieważ ich niedostatek jest bardzo odczuwalny. Również niezwykle istotne jest stworzenie obiektu wielofunkcyjnego, który byłby dostępny dla osób niepełnosprawnych. Taki obiekt mógłby wspierać życie kulturalne w Bochni, organizując różnorodne wydarzenia. Zdecydowanie powinniśmy zająć się także stadionem miejskim przy ulica Parkowej i ośrodkiem sportowo-wypoczynkowym w Chodenicach. Niezbędne jest również zapewnienie, by basen nie wymagał kosztownych remontów w momencie, gdy pojawią się awarie. Nie możemy czekać na sytuacje kryzysowe, musimy działać zapobiegawczo. Mamy gotowy projekt remontu i przebudowy całej krytej pływalni – teraz z poziomu pani burmistrz należy działać, aby pozyskać wsparcie na ten cel ze środków centralnych, bez tego miasto nie uniesie ciężaru finansowego tego zadania.
Ponadto władze powinny starać się o fundusze, zwłaszcza na projekty związane z poprawą infrastruktury sportowej. Dyrektor Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji podkreślała, że stan „Orlika” jest nieakceptowalny, co wymaga natychmiastowej reakcji. Musimy też skoncentrować się na dostępności obiektów i infrastruktury dla osób z niepełnosprawnościami, nie można zaniedbywać sprawy windy w Bibliotece, Muzeum i innych obiektach. Przed nami bardzo dużo wyzwań.