Piękna przygoda z futsalem w Bochni może się skończyć, jeżeli klub nie pozyska dodatkowego wsparcia finansowego. Przed startem sezonu nadzieję na zwiększone zaangażowanie finansowe ze strony samorządu dali włodarze miasta, ale do dziś żadna decyzja nie zapadła.
„Po co budować chodniki, skoro w tym mieście nie ma dokąd pójść?” – tak podobno zażartował kiedyś jeden z lokalnych VIP-ów. Można się zaśmiać, ale ta przewrotna myśl wbrew pozorom celnie opisuje przecież sens funkcjonowania samorządów, które powinny skupiać się nie tylko na inwestycjach infrastrukturalnych, ale również angażować tam, gdzie toczy się życie społeczne. Czyli m.in. w kulturę i sport.
Jeśli chodzi o wydarzenia sportowe, w ostatnich sezonach jak najbardziej jest w Bochni „gdzie pójść” m.in. dzięki ekstraklasowemu futsalowi i pierwszoligowej koszykówce. Miasto powinno śmielej zaangażować się finansowo w obie dyscypliny, tymczasem zwłaszcza do futsalu jakoś mu tej śmiałości brakuje – przez co marnuje niebywałą okazję na rozwinięcie tego, co od podstaw już zbudowali inni, co organizuje czas i daje frajdę całym rodzinom, i wreszcie co ma ogromny, ogólnopolski, ba! międzynarodowy, potencjał promocyjny.
Czy Bochnia odkryje nowe lądy?
Miasto może kreatywnie włączyć się w rozwijanie i wykorzystanie już istniejących możliwości BSF. Umowa sponsorska (nie grant…) dałaby stronie miejskiej możliwość kreowania pewnych działań i stawiania oczekiwań. Na przykład: potrafię sobie wyobrazić, że w zamian za przekazywane środki finansowe miasto oczekuje i dostaje nie tylko reklamę na koszulkach, w halach, w czasie antenowym podczas transmisji meczów itd., ale też podejmowane są działania niestandardowe – np. wraz z klubem organizowane są kampanie promujące miasto przez sport, a w szkołach spotkania uczniów z zawodnikami.
Wystarczy spojrzeć jak dzieciaki oblegają graczy po meczach. Już widzę oczami wyobraźni scenę, w której w jakiejś klasie MC7 pokazuje na globusie skąd pochodzi i opowiada o Kostaryce, jak Mikhael Almeida opowiada o Brazylii, Viktor Saaf o Szwecji, Tuukka Pikkarainen o Finlandii, a do tego nasi rodzimi zawodnicy zachęcają do aktywności fizycznej, a może nawet treningów futsalu w… sekcjach prowadzonych przez MOSiR (!).
Niemożliwe?
W kampanii wyborczej jeden z liderów PO zachęcając do głosowania na Magdalenę Łacną powiedział, że ten wybór to opcja „Bochni otwartej, Bochni, która ma nowe spojrzenie, Bochni która chce odkrywać nowe lądy”.
Pewien francuski noblista już kilkadziesiąt lat temu stwierdził: „Nie odkryjesz nowych lądów, dopóki nie odważysz się stracić z oczu starego brzegu.”
Na razie w BSF niepokój
Zrozumienia i czucia tego tematu nie miała poprzednia ekipa rządząca – z nową od początku wiązane są nadzieje na zmianę podejścia. – Bocheński samorząd będzie aktywnie wspierał bocheński sport, wyznaczając wraz z przedstawicielami klubów krótko i długoterminowe cele – zadeklarowała w lipcu burmistrz Magdalena Łacna po spotkaniu w magistracie.
Póki co jednak, żadnej decyzji nie ma – stąd narastający w BSF niepokój. Wczoraj odbyło się zebranie zarządu klubu ze sponsorami i partnerami, na którym jasno wyłożono obecną sytuację i omówiono możliwe, pesymistyczne scenariusze. Nie było nikogo z magistratu, ale takie spotkanie ma się odbyć w urzędzie miasta jeszcze w tym tygodniu. I najpewniej zdecyduje ono o przyszłości klubu.
Może sprawdzi się znane przysłowie, które mówi, że „najciemniej jest tuż przed świtem”…