Ma pseudonim „Mała”, ale jej wpływ na grę zespołu jest ogromny. Paulina Majda to zawodniczka, której trener ufa. Rozgrywająca, która nie błyszczy na siłę. Ona po prostu robi swoje. W prywatnej odsłonie zwracają uwagę jej imponująco długie włosy (na meczach ma je upięte) – po zakończeniu sezonu zamierza je ściąć, by przekazać fundacji pomagającej osobom po chemioterapii.
Serce zespołu
25-letnia Paulina Majda dołączyła do Contimax MOSiR Bochnia w tym sezonie. Gra na pozycji rozgrywającej. To obecnie jedna z najbardziej wartościowych zawodniczek drużyny. Nie tylko zdobywa średnio 9,4 punktu na mecz, ale przede wszystkim to właśnie ona odpowiada za kreowanie gry – notując aż 5,7 asysty na mecz, co jest najlepszym wynikiem w zespole. To przez jej ręce przechodzi większość piłek, to ona dyryguje tempem gry, widzi więcej, podaje precyzyjnie, a przy tym sama trafia z bardzo wysoką skutecznością – 56,5% rzutów za dwa punkty to najlepszy wynik w drużynie.
Do tego dokłada 5,4 zbiórki, 2,6 przechwytu, wysoką wartość EVAL (15,8) i niemal 31 minut spędzonych na parkiecie w każdym meczu. To ostatnie to nie przypadek – Majda to zawodniczka, na której można polegać. – Paulina to bardzo bliska mi osoba, której z zaufaniem powierzam prowadzenie gry drużyny. Jako zawodniczka potrafi dać to, czego zespół potrzebuje i zawsze na pierwszym miejscu stawia jego dobro – podkreśla Artur Włodarczyk, trener Contimax MOSiR Bochnia.
Tak, Paulina Majda to rozgrywająca, która wcale nie musi zdobywać najwięcej punktów, by robić różnicę. Choć jak będzie trzeba, to też potrafi swoje rzucić…
Charakter po mamusi
Sport, choć amatorski, zawsze był obecny w rodzinie Pauliny. Starszy brat grał w piłkę ręczną, mama w przeszłości również grała w ręczną oraz siatkówkę. A ostatnio zatraciła się w innych dyscyplinach… – Chciałabym w jej wieku mieć tyle energii. Przynajmniej trzy razy w tygodniu ćwiczy na siłowni, gdyby nie pory roku, to auto nie byłoby jej potrzebne, tylko rower lub rolki! – śmieje się Paulina dodając, że w zeszłym roku mama odwiedziła ją w Krakowie przyjeżdżając z Sosnowca… na rowerze.
Jak się okazuje, pani Ewelina bierze także udział w ultramaratonach górskich. – Na razie rekord to dystans 130 km, a już jest zapisana na 170 km…
Paulina nie ma wątpliwości: – To po mamusi jestem takim harpaganem.
Z Sosnowca przez Rybnik i Kraków do Bochni
Koszykarską przygodę zaczęła w Sosnowcu – zupełnie przypadkowo. Jako ośmiolatka trafiła w swojej szkole na zajęcia zorganizowane tam przez znanego w sosnowieckim środowisku koszykarskim trenera Jacka Szewczyka i… została. Przeszła przez wszystkie szczeble młodzieżowego grania, często trenując ze starszymi koleżankami. To w tamtym okresie dostała ksywkę „Mała”. – Zawsze byłam najmłodsza i najniższa – śmieje się.
Choć w gimnazjum trochę podrosła, to pseudonim został jej do dzisiaj.
Grając w Zagłębiu Sosnowiec, sięgnęła m.in. po wicemistrzostwo Polski w kategorii U14, potem była częścią zespołu, który wywalczył awans do I ligi. Po intensywnym okresie nastąpiła przerwa – zdrowotne problemy, studia i wypalenie sprawiły, że na trzy lata zniknęła z ligowych parkietów (2018-2021).
– Myślałam, że to koniec. Ale zatęskniłam – mówi.
Wróciła w barwach drużyny z Rybnika, która akurat awansowała do I ligi. Spędziła tam dwa sezony, a głodnej gry zawodniczce zdarzyło się „szaleć” i rzucać po kilkanaście, albo i 20 punktów, a raz były to nawet 33 punkty.


Gdy w zeszłym sezonie przeszła do Politechniki Korony Kraków, jej rola zaczęła się zmieniać – mając wokół siebie dobrze rzucające zawodniczki, mogła skupić się na kreowaniu gry, notowała znacznie więcej asyst.
Po roku występów w Krakowie dostała propozycję gry w Bochni. Decyzję o „transferze” było jej tym łatwiej podjąć, że do Contimax MOSiR przechodził także trener Artur Włodarczyk.
No i Marta Wdowiuk.

Przyjaźń z Martą Wdowiuk
W życiu prywatnym Paulina ceni spokój i bliskie relacje. Z Martą Wdowiuk znały się od lat – jeszcze z czasów młodzieżowej rywalizacji w ligach śląskich. Choć grały w innych drużynach, ich drogi przecinały się regularnie.
– Rywalizowałyśmy na parkiecie, znałyśmy się „z widzenia” i z boiskowego „hej”. Lepiej poznały się gdy wspólnie zaczęły grać dla Politechniki. W nowym dla każdej z nich mieście przez jakiś czas wspólnie wynajmowały mieszkanie, w naturalny sposób zaprzyjaźniły się.
O Marcie Wdowiuk więcej przeczytacie w artykule: Koszykówkę ma w genach. Marta Wdowiuk nowym filarem zespołu z Bochni
Długie włosy wkrótce do ścięcia
Jedną z najbardziej charakterystycznych cech Pauliny są jej imponująco długie włosy. Jeszcze gdy grała w Rybniku, splatała je w warkocz, ale teraz upina je inaczej – jak przyznaje, na boisku długi warkocz był zbyt „niebezpieczny” zarówno dla niej, jak i dla koleżanek.
Ale włosy wkrótce znikną. Paulina planuje je ściąć i oddać fundacji pomagającej osobom po chemioterapii (to musi być minimum 35 cm warkocza, ona może oddać nawet pół metra zachowując nadal dziewczęcą fryzurę). – Zrobię to po sezonie, gdy będzie więcej czasu. Na pewno włosy znikną… – nie ma wątpliwości.
Studia i praca
Paulina ukończyła 5-letnie studia dziennie na Politechnice Śląskiej (Inżynierię Produkcji i Zarządzania), w zeszłym roku obroniła „magisterkę”. Właśnie znalazła pracę – od najbliższego wtorku podejmuje zatrudnienie w krakowskiej siedzibie znanej polskiej marki produkującej odzież sportową. Trafiła idealnie, bo będzie mogła godzić pracę z grą w koszykówkę. – Lubię mieć wszystko poukładane i w życiu, i w domu, wszędzie po prostu. Nie lubię niespodzianek – podsumowuje uśmiechając się.