O takiej decyzji poinformował prywatny detektyw wynajęty przez męża zaginionej, publikując na Facebooku pismo, które Czesław Kuliszewski otrzymał z policji tydzień temu.
Polak zgłosił brytyjskiej policji zaginięcie żony na początku stycznia, zaraz po tym jak zorientował się, że nie dotarła ona z Polski na Wyspy (on jechał tam samochodem, żona miała podróżować samolotem).
W piśmie datowanym na 12 lutego policja wyraża żal z powodu braku dowodów pozwalających rozwiązać sprawę i informuje o jej zamknięciu, zapewniając jednocześnie że jeżeli pojawią się nowe okoliczności, to istnieje możliwość jego wznowienia.
Pismo jest dość ogólnikowe. Detektyw Bartosz Weremczuk dodaje jednak:
– Z naszych ustaleń wynika, że brytyjska policja uznała, iż zaginiona dobrowolnie oddaliła się z miejsca ostatniego pobytu.
Niektórzy internauci wskazując na wspomnianą ogólnikowość i formę urzędowego dokumentu powątpiewają, czy pismo dotyczy zgłoszenia zaginięcia kobiety. Podejrzewają, że może raczej chodzi o incydent wybicia szyby w samochodze Czesława Kuliszewskiego (do takiego zdarzenia doszło 11 lutego). Bartosz Weremczuk przekonuje jednak: – Na dokumencie znajduje się (zamazana przez nas) sygnatura sprawy, która bezpośrednio odnosi się do sprawy zaginięcia Grażyny Kuliszewskiej.
Detektyw podkreśla, że swoje, odrębne postępowanie, prowadzą śledczy w Polsce.
– Brytyjska policja prowadziła niezależne śledztwo w sprawie zaginięcia Grażyny Kuliszewskiej. Niezwłocznie po jej zaginięciu zabezpieczyła rzeczy osobiste zaginionej i jej męża, m.in. komputer, telefony, dokumenty i przeprowadziła przeszukanie w domu, w którym mieszkała z rodziną – informuje Bartosz Weremczuk.
– Z naszych informacji wynika, że rozpytywani byli sąsiedzi i przesłuchiwani świadkowie. Przypominamy, że mąż Grażyny Kuliszewskiej ma status pokrzywdzonego (ang. victim) zarówno w Polsce jak i Wielkiej Brytanii – dodaje.
B. Weremczuk zaznacza też: – To jakie decyzje podejmuje brytyjska policja nie ma żadnego wpływu na prowadzone w Polsce postępowania.