Pracujący na Rynku w Bochni archeolodzy odkryli drugą ludzką czaszkę. Znajduje się ona tuż obok poprzedniego znaleziska. Hipoteza, że mogą to być szczątki spalonych tu na stosie kobiet uznanych za czarownice zdaje się umacniać. A jeśli to egzekucja z 1679 roku, to będzie jeszcze trzecia czaszka…
Przypomnijmy: dla archeologów zastanawiające jest samo znalezienie kości i czaszki właśnie na rynku – ich zdaniem to uprawnia do przypuszczenia, że należą one do jakiegoś straconego tu skazańca (człowiek niegodny pochówku na cmentarzu był grzebany na miejscu egzekucji). Wiele wskazuje na to, że są to czaszki kobiece. Kilka metrów dalej odsłonięto konstrukcję z cegieł pokrytą wieloma warstwami popiołu – możliwe, że było to miejsce, w którym stał stos.
Przypuszczenia zweryfikują dokładne badania laboratoryjne, ale archeolodzy przyznają, że przez ostatnie trzy tygodnie ta początkowo dość odważna hipoteza (że odkryto miejsce tracenia czarownic) na skutek kolejnych odkryć wcale się nie rozpadła, a raczej wręcz przeciwnie – pojawiły się nowe wskazujące na nią przesłanki.
Przede wszystkim odsłonięto kości szkieletu, do którego należała pierwsza czaszka i leżą one w układzie anatomicznym, co dowodzi, że osoba została pochowana dokładnie w tym miejscu. Nie są to kości, które zostały przeniesione w tzw. pochówku wtórnym albo się tu „zawieruszyły”.
Po drugie w bardzo bliskiej odległości, na tym samym poziomie, odnaleziono drugą czaszkę – to prawdopodobnie druga pochowana tu kobieta. Archeolodzy będą odsłaniać to znalezisko dalej i jeśli trafią na trzeci szkielet kobiecy, to hipoteza o tym, że są to szczątki spalonych czarownic jeszcze bardziej się umocni: w źródłach historycznych opisano bowiem egzekucję z 1679 roku, kiedy to na Rynku w Bochni stracono za czary trzy kobiety.
Znamy nawet ich nazwiska: to Regina Wierzbicka i jej dwie nauczycielki – Maryna Mazurkowa i Borucina z Niedar nad Wisłą. Anetta Stachoń z bocheńskiego Muzeum im. Stanisława Fischera w opracowaniu „Wspólniczki Diabła. Czarownice z Bochni, Wiśnicza, Uścia Solnego i okolicznych wsi” opublikowanym w 1995 r. w III tomie Rocznika Bocheńskiego, zbierając dostępne informacje opisała:
„Oskarżone zostały o dzieciobójstwo. Przypalana na torturach Wierzbicka przyznała, że kupiła od pewnego człowieka niemowlę, aby upozorować swe macierzyństwo i w ten sposób zmusić Bartosza Ogrodnika, w którym była zakochana, do małżeństwa. (…) Z dalszych zeznań Wierzbickiej wynikało, iż tenże Ogrodnik z polecenia Boruciny zabił niemowlę, a ta wypruła z niego żyły służące jej jako składnik do sporządzania czarodziejskich maści. Mazurkowa natomiast wyznała, iż ciało dziecka spaliły na proszek, a następnie na rozkaz Boruciny, ona i Wierzbicka, musiały wypić z niego odwar.”
W tym samym opracowaniu czytamy:
„W Bochni miejscem wykonywania egzekucji był rynek, na którym wokół wysokiego, stojącego na środku drąga, układano drewniany stos. Zdarzało się też, że stos stawiano nad uprzednio wykopanym dołem, do którego po przepaleniu się drewna opadały kości i węgle. Widowisko takie symbolizować miało zapadanie się czarownicy w piekielną otchłań. Skazaną zazwyczaj przywiązywano do śmiertelnej konstrukcji w pozycji stojącej lub leżącej. Oskarżoną o czary w 1679 r. Reginę Wierzbicką przywiązano za ręce i nogi do drąga górującego nad stosem i żywcem spalono.”
Archeolodzy pracują dalej, a wszystkie ich dotychczasowe domysły zweryfikują jeszcze kolejne eksploracje oraz badania laboratoryjne (datowanie kości, analiza popiołów itp.). Ale i bez tego mamy do czynienia z unikalnym odkryciem (pochówek na Rynku), które przy okazji snucia hipotez przypomniało nam o mrocznej historii i zwyczajach panujących w Europie 350 lat temu.
Na marginesie: wydaje się, że ta opowieść ma niezwykły potencjał swego rodzaju atrakcji turystycznej, która odpowiednio wykorzystana mogłaby być magnesem przyciągającym ciekawskich na miejsce dawnego tracenia czarownic. Czy właśnie między innymi nie tego (dostarczenia materiałów do barwnych opowieści) oczekiwaliśmy po badaniach archeologicznych poprzedzających prace rewitalizacyjne w centrum…?