R e k l a m a

Jakie będzie w przyszłości Muzeum w Bochni? Rozmowa z nową dyrektor Anettą Stachoń

-

Od dwóch tygodni nową dyrektor Muzeum im. Stanisława Fischera w Bochni jest Anetta Stachoń. O swojej wizji funkcjonowania tej instytucji opowiedziała w rozmowie z Bochnianin.pl.

Mirosław Cisak, Bochnianin.pl: – Zasługi Jana Flasza dla rozwoju bocheńskiego Muzeum są niepodważalne. Czy czuje pani presję związaną z byciem następczynią tak – nie bójmy się tego mówić – wielkiej postaci dla Bochni?

Anetta Stachoń, dyrektor Muzeum im. Stanisława Fischera w Bochni: – Nie czuję presji. Uważam, że każdy człowiek i każdy dyrektor ma prawo do własnej wizji rozwoju i prowadzenia instytucji. Niewątpliwie pan Jan Flasza osiągnął bardzo dużo i zapisał swoją pracą ważną i niepodważalną złotą kartę w historii Bochni. Dyrektorował niezwykle długo, bo całe 28 lat. To rekord, którego w żadnej instytucji szybko nikt nie powtórzy. Trudno tutaj porównywać się z nim, czy konkurować. Zresztą nie o to chodzi.

O co chodzi w takim razie?

– Mnie się wydaje, że chodzi o to, aby wypracować własne spojrzenie na to jak powinna wyglądać działalność kulturalna w naszym mieście, ale też na to co jest najważniejsze dla tego konkretnego Muzeum, jakie są jego priorytety i skupić się na pracy, a nie oglądaniu się w przeszłość i porównywaniu do innych. A ta praca to wysiłek nie tylko dyrektora, ale całego zespołu pracowników. Koncepcja rozwoju Muzeum, którą przedstawiłam do konkursu, to nasze wspólne dziecko. W dużej mierze jest efektem wielogodzinnych rozmów pracowników Muzeum. Wspólnie wypracowaliśmy tę koncepcję.

Powiedziała pani „własne spojrzenie”. Jaka jest pani wizja funkcjonowania Muzeum im. St. Fischera w Bochni?

– Moje spojrzenie jest spojrzeniem pracownika merytorycznego tej instytucji, niejako spojrzeniem od środka, albowiem pracuję tutaj od wielu lat. Rozpoczynaliśmy nowy rozdział pracy zawodowej z panem dyrektorem Flaszą niemalże w tym samym momencie: on w sierpniu 1993 r. został dyrektorem, a ja byłam pierwszym pracownikiem, którego on zatrudnił w listopadzie tego samego roku. Ze swej strony nie do końca byłam przekonana, czy wiązać swoje losy z Bochnią i czy nie lepiej zostać w Krakowie. Pamiętam, że pan Flasza przyjmując mnie do pracy powiedział zdanie, które zapadło mi w pamięci i pamiętam je, może niezbyt dokładnie, do dzisiaj: „lepiej być pierwszym na prowincji niż drugim w stolicy”. Dzisiaj, po latach, uważam że miał rację. Jestem mu wdzięczna szczególnie za to, że w mojej pracy w muzeum mogłam rozwijać swoje zainteresowania, które przekładały się na organizowane wystawy, wygłoszone odczyty, napisane artykuły. Za jego zgodą mogłam również wypełnić niszę jaka była w Muzeum od lat, czyli niszę edukacyjną i prowadzić na szeroką skalę zajęcia edukacyjne dla dzieci i młodzieży.

Oprócz działalności Muzeum, którą widać na zewnątrz, jest jeszcze to czego nie widać, czyli bardzo bogate zbiory i troska o nie, ich ewidencjonowanie, opracowywanie, konserwacja, regularna inwentaryzacja. Nie jest to tak spektakularne jak wydarzenia skierowane do publiczności: wykłady, koncerty czy zajęcia edukacyjne. Zazwyczaj osoby w nich uczestniczące nie znają szarej, codziennej, mozolnej pracy muzealnika, a to jest podstawą naszego działania. Jest jeszcze jedno ogniwo – zabytkowy budynek. Stoją przed nami wielkie wyzwania. Mamy przepiękne piwnice, które aż się proszą o adaptację i mogą poszerzyć naszą ofertę ekspozycyjną. Gdyby udało się je wyremontować to zniknąłby również problem sali edukacyjno-konferencyjnej, której obecnie nie mamy.

Pierwszym naszym wyzwaniem będzie częściowa zmiana ekspozycji stałej. Chcemy ją przearanżować i zmodernizować. Uważam, że jest to jeden z naszych priorytetów. Jesteśmy starym, górniczym miastem o bogatej historii. Obecnie odwiedzający nas turyści rozpoczynają zwiedzanie Muzeum od ekspozycji etnograficznej. Kiedy powstawało nasze Muzeum, Stanisław Fischer tak sobie to wymyślił, ponieważ był wielkim miłośnikiem etnografii, dlatego dominującym działem była wówczas etnografia. Nadszedł czas, aby to zmienić. Naszym zdaniem pierwszym etapem zwiedzania powinny być dzieje naszego miasta. Ekspozycja mówić będzie m.in. o tym jak powstawało miasto i czemu zawdzięcza rozwój. Będziemy dążyć do tego, aby na początek – gdy uda nam się pozyskać środki – zrewitalizować ekspozycję na parterze, tak aby to była ekspozycja archeologiczno-historyczna, która mówi o przeszłości tego miasta.

Pewnie też z wykorzystaniem artefaktów wykopanych podczas prac związanych z rewitalizacją Rynku?

– Właśnie nadarza się dobra okazja. Obiekty z wykopalisk, które były ostatnio prowadzone na Rynku, trafią do nas i na pewno niektóre z nich będziemy mogli po konserwacji wykorzystać właśnie do tej ekspozycji. Wykorzystamy również nasze dotychczasowe zbiory. Pojawią się też multimedia, żeby to była ekspozycja dla wszystkich, a zarazem mówiąca jak najwięcej o tym mieście i podkreślająca rolę soli i kopalni w rozwoju tego miasta.

Wracając jeszcze do problemów lokalowych – z troski o zbiory wynika potrzeba miejsca do ich odpowiedniego przechowywania. Muzeum istnieje ponad 60 lat, zbiorów przybywa co roku, a magazyn niestety się nie powiększa. Teraz w ogóle nie mamy już miejsca w magazynie, a niebawem trafią do nas, wspomniane przed chwilą, zabytki archeologiczne w bardzo dużej liczbie. Magazyn jest więc palącą potrzebą. Dodam jeszcze, że budynek przy ul. Kościuszki 2, w którym teraz jest magazyn, wymaga remontu, więc jest to jeszcze jeden powód do szukania dla nich nowego miejsca przechowywania. Przy czym, na razie zadowolimy się nawet zewnętrznym magazynem tymczasowym, do którego przeniesiemy zbiory na czas remontu. W dłuższej perspektywie jednak, potrzebny nam magazyn z prawdziwego zdarzenia. To zadanie będzie dla nas zapewne również ogromnym wyzwaniem finansowym.

Kiedyś były dyrektor Jan Flasza mówił, że takim tymczasowym magazynem mógłby być lokal przy ul. Kościuszki, w którym kiedyś funkcjonowała księgarnia. Pani też widzi magazyn w tym miejscu?

– Ten temat jest już nieaktualny. Okazało się, że ten budynek nie spełnia wymogów, jakie winien spełniać magazyn muzealny. Jednak pan burmistrz jest bardzo przychylny naszemu pomysłowi i potrzebie przeniesienia zbiorów do nowego magazynu. W porozumieniu z władzami miasta będziemy szukać jakiegoś budynku, który spełni odpowiednie normy. Przede wszystkim musi to być miejsce bezpieczne dla naszych obiektów.

Podczas ostatniej prelekcji Jan Flasza mówił, że w czasie jego dyrektorowania nikt nie odszedł z pracy z innego powodu jak emerytura. Odnoszę wrażenie, że jesteście dość zgranym zespołem.

– Uważam, że to jest super zespół. Tworzymy zgrane i doświadczone grono pracowników. Każdy z nas doskonale wie na czym polega praca muzealnika i jak należy traktować zarówno nasze cenne zbiory jak i równie dla nas cenne odwiedzające nas osoby. Wiele wydarzeń i działań w Muzeum nie odbyłoby się gdyby nie ten dobry zespół. Ważna jest osoba, która nadaje kierunek i zbiera pomysły, jednak sam dyrektor nic nie zrobi. Jego sukces jest sukcesem jego pracowników.

Mówi pani o pracy w Muzeum z takim zaangażowaniem, że jestem pewien, że ta praca jest jednocześnie pani pasją.

– Myślę, że tak. Trudno, żeby nie była. Inaczej na pewno by mnie tu nie było. Bardzo to lubię i jestem dumna z tego co udało mi się tu zrobić.

Pamięta pani, kiedy pojawił się pomysł, aby kierować Muzeum?

– Prawdę mówiąc, nie było w moim życiu takiego jednego momentu, w którym taki pomysł zaświtałby w mojej głowie. To był proces rozłożony na wiele lat. Poza tym nigdy nie wychodziłam z założenia, że muszę to być ja, raczej zależało mi na tym, żeby odchodzącego na emeryturę dyrektora zastąpiła rozsądna i kompetentna osoba. Kilka lat temu pan Flasza, który sam już długo był wtedy dyrektorem, rozmawiał ze mną o swojej pracy i zasugerował mi, że chciałby mieć zastępcę, aby scedować trochę obowiązków na kogoś innego. Zapytał, czy zechciałabym to robić. Zachęcił mnie też, za co jestem mu wdzięczna, aby skończyć studia podyplomowe z zarządzania kulturą na Uniwersytecie Jagiellońskim, żeby mieć formalną podstawę do tego, aby go zastępować. W rezultacie, w 2016 r. zostałam jego zastępcą. Gdy pan Flasza ogłosił, że idzie na emeryturę to wspólnie z pracownikami merytorycznymi doszliśmy do wniosku, że byłoby niedobrze dla tego Muzeum gdybyśmy nie skorzystali z szansy i nie zgłosili do konkursu kogoś z nas. Doszliśmy do wniosku, że wyłonimy naszego kandydata. Współpracownicy stwierdzili, że to ja będę najlepszym kandydatem.

Rozwiejmy przy okazji pewne plotki. Czy oprócz pani w konkursie wzięli udział inni pracownicy Muzeum?

– To nie byli pracownicy naszego Muzeum. W naszym gronie nie ma i nie było wewnętrznej rywalizacji. Powtarzam raz jeszcze – to zespół zdecydował, że będzie mnie wspierał w ubieganiu się o stanowisko dyrektora Muzeum.

Porozmawiajmy jeszcze przez chwilę o badaniach archeologicznych prowadzonych na Rynku. Zna pani temat, bo napisała taką rzecz jak „Wspólniczki diabła. Czarownice z Bochni, Wiśnicza, Uścia Solnego i okolicznych wsi”. Czy pani zdaniem temat czarownic został za bardzo rozdmuchany?

– Samo rozdmuchanie tematu służy reklamie Bochni. Dlaczego nie przyciągnąć uwagi? Udzielałam m.in. wywiadu Onetowi, więc każdy mógł przeczytać, że w Bochni dzieje się coś ciekawego, zmienia się jej oblicze. Zawsze to jakieś pozytywne zainteresowanie miastem. Choć teraz – jak wiemy po badaniach – hipoteza, iż znalezione szczątki należą do domniemanych czarownic już jest nieaktualna. Był moment, że można było przypuszczać, że to czarownice i dzięki temu odkurzono mój artykuł z Rocznika Bocheńskiego. Zresztą to bardzo popularny temat na lekcjach muzealnych. Corocznie jest jednym z najchętniej wybieranych tematów przez młodzież.

Jan Flasza mimo odejścia na emeryturę zamierza jeszcze być aktywny. Będziecie go wykorzystywać do różnych projektów?

– Nie wyobrażam sobie, żeby miało być inaczej. W każdej chwili, jeśli tylko pan dyrektor zgłosi chęć udziału w jakimkolwiek przez nas organizowanym wydarzeniu kulturalnym, z wdzięcznością skorzystamy z jego pomocy. Poza tym zawsze będzie naszym honorowym gościem.

PODOBNE ARTYKUŁY

Artykuły promocyjne

Ogłoszenia