Sposób prowadzenia obrad rady miasta przez jej przewodniczącego Bogdana Kosturkiewicza (PiS) znów wzbudził emocje. – Powiedział pan, że jesteśmy gośćmi na tej sali. Jeżeli wszystkich gości pan tak traktuje, szczególnie może tych, którzy odwiedzają pana w domu, to ja bym nie przychodził, powiem szczerze – stwierdził w końcu burmistrz Stefan Kolawiński.
Do spięć doszło na sesji 30 listopada, bo przewodniczący Kosturkiewicz podczas dyskusji nie dopuszczał do głosu zgłaszającego się zastępcy burmistrza Roberta Cerazego. Szef rady zasłaniał się regulaminem, twierdząc m.in. że zastępca burmistrza „nie reprezentuje organu wykonawczego” i de facto zasugerował, że za każdym razem, gdy R. Cerazy chciałby coś powiedzieć, to do głosu powinien zgłaszać się burmistrz, który następnie ewentualnie zleci wypowiedź swojemu zastępcy.
Robert Cerazy w końcu otrzymał możliwość wypowiedzi w wolnych wnioskach, ale przewodniczący ostentacyjnie zaznaczył, że udziela głosu „mieszkańcowi Bochni” (a nie „zastępcy burmistrza”), co znów podniosło temperaturę dyskusji. – Pan jest w tym momencie gościem. Gościem, którego nie zapraszam, ale zapraszam pana burmistrza, a pan burmistrz zażyczył sobie, aby pan był obecny tutaj na sali – stwierdził jednak przewodniczący.
Protekcjonalnego traktowania swoich współpracowników w końcu nie wytrzymał burmistrz Bochni.
– Panie przewodniczący, bardzo przykro jest mi słyszeć to co pan teraz powiedział. Państwo radni też słyszeliście w jakim kierunku to wszystko idzie. Przypomnijcie sobie państwo wypowiedzi mojego zastępcy Roberta Cerazego czy one miały taki wydźwięk jaki ma ta wypowiedź pana przewodniczącego. A wcześniej bywały ostrzejsze. Proszę pana, proszę nie uzurpować sobie prawa do wszystkiego co jest możliwe na tej sali do zrobienia – powiedział Stefan Kolawiński.
– Powiedział pan, że jesteśmy gośćmi na tej sali. Jeżeli wszystkich gości pan tak traktuje, szczególnie może tych, którzy odwiedzają pana w domu, to ja bym nie przychodził, powiem szczerze. Zastanawiam się mocno nad tym, czy my tutaj powinniśmy uczestniczyć – stwierdził burmistrz.
– Nie mówiąc o tym, że mówiłem do pana kiedyś, że czujemy się tutaj jak na sprawdzianie w szkole, przy tych stolikach, oddzielnie. Dobrze byłoby wziąć pod uwagę jak to wygląda na zewnątrz – dodał Stefan Kolawiński. Od razu zaznaczył: – Nie ma to nic wspólnego z tym co napisał kiedyś pan Stodolny, bo ja z panem na ten temat rozmawiałem znacznie wcześniej. Bardzo pana proszę, żeby pan zastanowił się nad sposobem w jaki pan prowadzi obrady i w jaki sposób pan traktuje moich współpracowników, szczególnie tych najbliższych.
W odpowiedzi przewodniczący powtórzył, że trzyma się zapisów regulaminu, po czym rozpoczął zupełnie inne wątki, wypominając m.in. złożenie przez Roberta Cerazego zawiadomienia do prokuratury (nie dodał, że sam również takie złożył – o czym piszemy dziś TUTAJ) oraz oskarżając burmistrza i jego zastępcę o „paskudne świństwa”, które rzekomo zostały przez nich uczynione jego rodzinie. Robert Cerazy podsumował, że „to co się chwilami dzieje to jest jednoosobowy cyrk”, a na portalu X zasugerował, że postępowanie przewodniczącego to „wiocha”.
Rozumiecie coś z tego. Na sesji rady miasta nie mogę zabrać głosu, reprezentując P.Burmistrza. Na dodatek pan przewodniczący przy “ad vocem” wyłączył moje zgłoszenie dwukrotnie. Mówi , że to “nie wiejska”więc może do takiego postępowania bardziej pasuje “wioc…..ha”.
— Robert Cerazy (@CerazyRobert) November 30, 2023
Przypomnijmy, że gdy do podobnych słownych przepychanek, zresztą również w kwestii udzielania głosu, doszło na sesji w lutym, burmistrz i urzędnicy wyszli w proteście z sali obrad. Bogdan Kosturkiewicz potem przepraszał: – Przepraszam za wszystko co było złe. Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy.