Opowieści o parkingach dźwigowych snute przez Stefana Kolawińskiego w czasie kampanii wyborczej wprawiały z zakłopotanie. Trudno było dać wiarę, że gospodarz Bochni serio myśli o takich rozwiązaniach jako o panaceum na bolączki parkingowe miasta. A jednak.
Gdy rok temu walczący o reelekcję kandydat bujał w obłokach, pomyślałem: kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami, pewnie chodzi o chwyt mający zanegować dość powszechne zarzuty, że jest zacofany, bez wizji i polotu. A tu proszę! Jest bardziej do przodu niż wszyscy inni, którym pomysł parkingu dźwigowego np. na ul. Wolnica nawet do głowy by nie przyszedł…
Wątpię jednak, aby wtedy ktoś dał się na to „złapać”. Stefan Kolawiński nie został ponownie wybrany bo obiecał smart parkingi, raczej pomimo tego, no i dzięki innym przymiotom.
Ale nie ukrywam, że już wtedy było to trochę niepokojące, bo zdawało się zdradzać, że Stefan Kolawiński przyjmuje optykę, która ma usprawiedliwiać wszelkie inne zaniechania i zapóźnienia w temacie parkingów. Irytujące zrobiło się, gdy już po wygranych wyborach burmistrz nadal z przekonaniem prawił o smart parkingach – najwyraźniej naprawdę przeświadczony o tym, że to rozwiązanie realne, słuszne i może pomóc Bochni…
Rok po wyborach burmistrz przyznaje: – Rozwiązanie dźwigowe, które ja widzę jako element rozwiązujący wiele problemów w mieście, no jednak jest rozwiązaniem bardzo kosztownym i w związku z tym nie stać nas, przynajmniej na ten moment, żeby nawet testowo takie rozwiązanie zaproponować.
Czyli już wie, że nas nie stać. Ale nadal uważa je za słuszne.
Mam nadzieję, że i to się zmieni. Po tylu latach rządzenia miastem burmistrz powinien wiedzieć, że rozwiązanie problemów komunikacyjnych to nie znalezienie sposobu na upchanie aut w centrum. Że chodzi o usprawnienie sieci dróg z dala od śródmieścia, o budowę parkingów „satelickich” oraz efektywną komunikację zbiorową. I jest to tym bardziej pilne, że po przeprowadzonej rewitalizacji, w temacie „ruch w centrum i parkingi” będzie gorzej, a nie lepiej (czy mieszkańcy zdają sobie z tego sprawę?).
Tymczasem w żadnym z wymienionych obszarów nie idzie dobrze. Pomysły są, ale brak zdecydowanego parcia do ich realizacji, akcenty stawia się gdzie indziej, wybiera inne priorytety. Dlatego nie dziwi, że gdy w czwartek na sesji rady miasta Stefan Kolawiński zarzekał się i próbował przekonywać o „wielkiej determinacji do zakończenia budowy KN-2” został dosłownie wyśmiany przez radnego Jerzego Lysego, który takie zapewnienia skwitował: „to jeden z lepszych dowcipów w tym mieście!”.
Burmistrz pewnie poczuł się urażony, ale radny ma rację. Jeśli chodzi konkretnie o KN-2 to przez 9 lat rządów obecnego gospodarza miasta wybudowano zaledwie 270 metrów drogi – choć oczywiście co roku przy układaniu budżetu zapewniano o ważności tego zadania. Determinacji nie widać.
Bo jak wiemy, u Stefana Kolawińskiego „sprawy się toczą” i – niestety – zawsze toczą się „niespiesznie”. Przez lata dostaliśmy na to tak wiele dowodów, że nie ma tu miejsca na polemikę.
Czas przyspieszyć
Na trzecią kadencję Stefan Kolawiński został wybrany minimalną przewagą – przy ponad 10 tys. głosujących różnica nad konkurentem wyniosła zaledwie 137 głosów. Wydawało się wtedy, że dało mu to do myślenia, bo na powyborczym spotkaniu z dziennikarzami nawiązał do hasła swojego rywala i wyraził nadzieję, że teraz „uda się przyspieszyć”.
Specjalnie to przypominam, bo chciałbym prosić burmistrza o zejście na ziemię. O wyrzucenie z głowy smart parkingów i skupienie się na mniej „wizjonerskich”, ale za to realnych i potrzebnych temu miastu projektach. Na KN-2, łączniku między os. Jana a ul. Kurów, może deptaku/ulicy Śródmiejskiej, parkingach przy ul. Sądeckiej, przy ZUS-ie, na „ruskim rynku”.
I nie chodzi o to, żebyśmy się do zrealizowania tych tematów „dotoczyli”, tylko abyśmy to zrobili sprawnie – bo w kolejce czekają kolejne. Naprawdę, będzie co robić.