R e k l a m a

Lwy z Czchowa – co dalej? Sprawa dzikich kotów i ich opiekuna budzi emocje

-

Sprawa dwóch lwów i tygrysa trzymanych na prywatnej posesji w Czchowie wzbudziła duże zainteresowanie i emocje opinii publicznej po tym, jak ich opiekun, mieszkaniec Czchowa Łukasz Chamioło, usłyszał prokuratorskie zarzuty dotyczące m.in. nielegalnego posiadania niebezpiecznych zwierząt oraz znęcania się nad nimi poprzez rzekomo niezapewnienie odpowiednich warunków. Sam jednak nie zgadza się z tą oceną i podkreśla, że od lat zapewnia im odpowiednią opiekę, a jego działalność była nadzorowana przez instytucje państwowe. Te potwierdzają, że zwierzętom nie działa się krzywda…

Reportaż i rozmowę z opiekunem publikuje dziś Radio Kraków, wcześniej o tych samych wątkach pisała również „Gazeta Krakowska”.

Jak lwy i tygrys trafiły do Czchowa

Diego i Amira – białe lwy – trafiły do Czchowa jako bardzo młode osobniki. Według materiału Radia Kraków miały zostać odrzucone przez swoją matkę w jednym z polskich ogrodów zoologicznych. Chamioło usłyszał o ich sytuacji od zaprzyjaźnionego weterynarza. Zabrał je do siebie i karmił butelką. Z czasem przyzwyczaiły się do człowieka, a on do nich.

Trzeci podopieczny, tygrys bengalski Samir, był wcześniej zwierzęciem cyrkowym w Niemczech. Do Czchowa trafił – jak podaje „Gazeta Krakowska” – w 2021 roku, również na stałe.

Z czasem między opiekunem i zwierzętami powstała więź tak silna, że lwy pozwalają się dotykać, a tygrys spokojnie reaguje na obecność człowieka.

W 2019 roku — kiedy lwy były jeszcze młode — właściciel wszedł nawet do klatki razem z osobami, które wylicytowały to zdarzenie u popularnego youtubera:

Warunki utrzymania: klatki, wybieg i taras

Jak relacjonuje Chamioło w materiale Radia Kraków, na swojej posesji zbudował dwa wybiegi o powierzchni około 50 m² każdy, połączone tunelem o długości ok. 25 metrów. Zwierzęta mają też dostęp do tarasu i pomieszczenia wewnętrznego na czas niskich temperatur. Opiekun podkreśla, że finansuje to samodzielnie i – jak twierdzi – nie zarabia na zwierzętach.

Zarzuty prokuratury kontra kontrole weterynaryjne

W marcu na posesji pojawiła się policja, prokurator i biegły sądowy. A w zeszłym tygodniu służby wydały komunikat, że w wyniku prowadzonego postępowania opiekunowi postawiono zarzuty m.in. znęcania się nad zwierzętami.

Tyle, że innego zdania są jednak instytucje weterynaryjne z Brzeska oraz lekarze współpracujący z właścicielem. Inspekcja Weterynaryjna, która wielokrotnie kontrolowała warunki utrzymywania zwierząt, miała – jak wynika z obu publikacji prasowych – nie zgłaszać zastrzeżeń dotyczących ich zdrowia czy zachowania. Również lekarze oceniający dobrostan zwierząt na miejscu podkreślali, że lwy i tygrys wykazują silne przywiązanie do opiekuna i nie zdradzają objawów lęku czy agresji typowych dla zwierząt źle traktowanych.

Ten rozdźwięk między oceną dobrostanu a zarzutami prawnymi jest jednym z głównych źródeł emocji wokół tej sprawy.

To przez donos?

Łukasz Chamioło uważa, że działania służb zostały wywołane anonimowym zgłoszeniem, za którym – jak twierdzi – ma stać osoba skonfliktowana z lokalnym środowiskiem. Opiekun od lat działa w jednej z lokalnych inicjatyw obywatelskich, która krytykowała poprzednie władze gminy. Informacje o tej warstwie konfliktu społecznego pojawiły się zarówno w materiale Radia Kraków, jak i w artykule „Gazety Krakowskiej”.

Sprawa dzieli też mieszkańców i komentujących internautów. Część osób uważa, że trzymanie drapieżników na prywatnej posesji, nawet przy zapewnionej opiece, jest niewłaściwe. Inni wskazują, że zwierzęta są zadbane i zżyte ze swoim opiekunem, który zresztą oceniany jest przez nich jako po prostu dobry człowiek.

Problem: co dalej ze zwierzętami?

Według ustaleń „Gazety Krakowskiej”, gmina Czchów została zobowiązana do poszukiwania nowego miejsca dla zwierząt – na wypadek, gdyby zapadła decyzja o ich odebraniu. Jednak ogrody zoologiczne w Polsce nie wykazują chęci ich przyjęcia. Wskazuje się na bariery formalne, konieczność kosztownych badań i kwarantanny oraz fakt, że zwierzęta wychowane przez człowieka trudno przystosować do standardowych warunków w zoo.

Co więcej, jak podaje „Gazeta Krakowska”, ewentualne utrzymanie zwierząt w innym ośrodku mogłoby kosztować gminę nawet pół miliona złotych rocznie – co budzi pytania o obciążenie finansowe lokalnej społeczności.

Zarówno Łukasz Chemioło jak i solidaryzujące się z nim osoby liczą jednak na to, że cała sprawa dobrze się skończy i takiej konieczności w ogóle nie będzie.

PODOBNE ARTYKUŁY

Artykuły promocyjne

Ogłoszenia