Pod koniec czwartkowej sesji Rady Miasta Bochnia doszło do słownego spięcia pomiędzy burmistrzem Stefanem Kolawińskim a radnym Jerzym Lysym. Podczas wymiany zdań panowie na chwilę przeszli nawet na „ty”.
Radny Jerzy Lysy zapytał o prowadzone na Plantach Salinarnych prace budowlane związane z odbudową kuźni i lodowni.
– W czasie posiedzenia komisji rewizyjnej dostaliśmy dokumenty, z których wynika, że nad pracami, które zaczęły się jesienią ubiegłego roku na Plantach, czyli remont tych dwóch baraków szumnie nazywanych kuźnią i lodownią, zlecony jest nadzór inwestorski za ok. 70 tys. zł, a także nadzór autorski za ok. 30 tys. zł. Czyli łącznie miasto przeznaczyło ok. 100 tys. zł na pilnowanie interesów miasta w tej inwestycji – rozpoczął Jerzy Lysy.
– Tymczasem przed zimą dokonano ściągnięcia dachu i pozostawiono bez przykrycia ten obiekt, który i tak już był mocno sfatygowany przez czas. Kto z urzędników zezwolił na takie działanie? Nie uwierzycie państwo jaka była odpowiedź pana naczelnika Noska: „musieliśmy mieć przerób finansowy i dlatego zrobiliśmy w ten sposób”. Przecież to jest skandal, publiczne pieniądze wyrzuca się w błoto! – powiedział radny Jerzy Lysy.
– Kategorycznie uważam, że sytuacja powinna mieć ciąg dalszy, bo jeżeli osoby z przygotowaniem technicznym uległy namowom urzędników, którym miały zagrać słupki i dopuściły się tego, to jest działanie niegospodarne. Uważam, że albo niepotrzebnie zatrudnia się inspektora nadzoru albo – co jest gorsze – urzędnik steruje inspektorem nadzoru, który musi działać wbrew sztuce budowlanej. Przypomnę, że dopiero po zimie przed kilkoma dniami przystąpiono do robienia dachu. Pytanie do burmistrza: dlaczego toleruje takie sytuacje? – zapytał Jerzy Lysy.
W odpowiedzi burmistrz przyznał, że nie zna przytoczonej wypowiedzi.
– Nie będę się odnosił do tego co pan radny powiedział, bo nie znam takiej wypowiedzi. (…) Pan radny wiele bzdurnych rzeczy mówi i trudno się do tego odnosić – stwierdził Stefan Kolawiński, burmistrz Bochni.
– Panie burmistrzu, do tej pory pana nie obrażałem, ale widocznie pan się prosi, żeby pana obrazić – odparł radny Jerzy Lysy.
Przewodniczący rady Bogdan Kosturkiewicz próbował stłumić konflikt: – Panowie, mam prośbę, aby stonować swoje wypowiedzi. Sprzeczajcie się, ale na pewnym poziomie. Oglądają to mieszkańcy miasta.
– Żądam precyzyjnej odpowiedzi kto pozwolił na takie działanie, że ważniejsze były słupki finansowe niż zachowanie podstawowych zasad budowlanych przy realizacji tego obiektu? Pozwoliłbyś sobie w domu, aby przed zimą ściągnęli ci dach, a potem byś czekał na wiosnę, żeby zrobić nowy dach? – dopytywał Jerzy Lysy.
– Na takie zasady związane z budownictwem to odpowiedzią jest przedszkole nr 2 (to zagrożony katastrofą budowlaną obiekt znajdujący na os. Niepodległości – przyp. red.) – powiedział burmistrz Stefan Kolawiński.
– To znaczy co? – pytał Jerzy Lysy, na co Stefan Kolawiński odpowiedział: – To znaczy to, że nadzorowałeś tę budowę.
– Jak już nie ma argumentów… Przypominam, że nadzór pełnił pan inspektor (Andrzej) Migdał. Proszę nie powtarzać kłamstw, bo pociągnę pana do odpowiedzialności. Byłem wtedy dyrektorem Miejskiego Zespołu Ekonomiczno-Administracyjnego Szkół. Proszę nie mieszać rzeczy. Najpierw sprawdzić dokumenty, a potem gadać. To jest charakterystyczne dla osób, które nagle za szybko awansowały na burmistrza – powiedział Jerzy Lysy.
– Nie znam tej wypowiedzi i nie będę jej komentował – uciął krótko burmistrz Stefan Kolawiński.
Radna Zenona Banasiak, przewodnicząca komisji rewizyjnej, potwierdziła, że naczelnik Rafał Nosek wypowiedział przytoczone słowa. – Byliśmy bardzo zbulwersowani (…) Kto był za to odpowiedzialny? Mamy dwie osoby nadzorujące, płacimy takie pieniądze, to dlaczego jest tak duże zaniedbanie? – dopytywała Zenona Banasiak.
Sprawę próbował wyjaśnić Robert Cerazy, zastępca burmistrza Bochni.
– Być może komisja opacznie zrozumiała wypowiedź pana Rafała Noska. Faktem jest, że ustanowiliśmy tam inspektorów nadzoru do całego spektrum problemów, które wystąpiły na tej budowie. Tak samo jak byliśmy zobligowani do tego, żeby ustanowić tam nadzór autorski i taki nadzór autorski również jest wykonywany. To, że prace rozpoczęły się w takim, a nie innym okresie, to na to nie mamy wpływu. Realizujemy przyjęty harmonogram i to co w tej chwili się dzieje, a więc przykrycie tego budynku to jest jeden z kolejnych etapów, który realizujemy. Te mury w sposób naturalny wyschną, poddane zostaną hydrofobizacji i efekt tych prac będziemy mogli podsumować dopiero po zakończeniu realizacji zadania – powiedział Robert Cerazy.
– Uważam, że w tym momencie panowie się pogrążacie. Jeżeli pan mówi, że będzie osuszanie po ewidentnym błędzie to znowu kolejne pieniądze pójdą. Rozumiem, że to nie prywatne pieniądze, tylko według waszego rozumowania publiczne, czyli niczyje, ale ja w ten sposób nie rozumiem gospodarki publicznymi pieniędzmi. Kategorycznie się na takie coś w imieniu myślę większości mieszkańców nie zgadzam – stwierdził radny Jerzy Lysy.
– Podwójnie płacić i robić takie błędy? Przecież to są błędy akademickie. Płakać się chce, a mówimy tylko o małym remoncie małego baraku. Proponowaliśmy, aby ten barak zburzyć, załatwić u konserwatora zgodę na odtworzenie według inwentaryzacji. Mówiliście wtedy, że absolutnie, „my dbamy o starą substancję”. To brzmi kuriozalnie. Widać jak dbacie o starą substancję, o nową i o starą – dodał Jerzy Lysy.