Do wyborów samorządowych już niecały rok, dlatego Bochnianin.pl zapytał burmistrza Bochni Stefana Kolawińskiego m.in. czy zamierza kandydować na kolejną, czwartą już kadencję. Pytamy również o to, jakie zadania wyznaczył dla siebie na najbliższy czas, o finanse miasta, niedawny sondaż wyborczy, przyszłość Plant Salinarnych, nową siedzibę biblioteki, parkingi… Zapraszamy do lektury!
Mirosław Cisak, Bochnianin.pl: – Za niecały rok wybory samorządowe. Jakie cele jako burmistrz Bochni wyznaczył pan sobie na finisz tej kadencji?
Stefan Kolawiński, burmistrz Bochni:- Ten ostatni okres przed wyborami samorządowymi, które nas czekają, chciałbym poświęcić na to, żeby rozpocząć rewitalizację Plant Salinarnych. Drugim celem, który sobie stawiam jest przygotowanie i przekazanie pod dyskusję koncepcji zagospodarowania ośrodka rekreacyjno-sportowego nad Rabą w Chodenicach. Ta druga rzecz, czyli ośrodek rekreacyjno-sportowy, będzie dyskutowany i jeszcze w jakiś sposób ukierunkowany, ale z całą pewnością na takie rozwiązanie wszyscy oczekują – to są bardzo powszechne głosy.
Co do Plant to najpierw chciałbym przypomnieć, że z niemałym trudem udało się pozyskać dotację w wysokości prawie 12 mln zł – to naprawdę spore pieniądze, środki, które chcemy zaangażować w przebudowę Plant. Tutaj zwróciłbym uwagę na to, że te Planty Salinarne są o tyle ważne – przynajmniej takie jest moje przekonanie – że one dopinają pewien obszar Bochni, który został od nowa zagospodarowany. Myślę tutaj z jednej strony o tężni solankowej, która cieszy się znacznym uznaniem i powodzeniem, myślę o obiekcie oświatowym, który został stermomodernizowany, myślę o reszcie Plant, które domkną ten obszar i po przekazaniu go mieszkańcom, moim zdaniem, będą oni z niego zadowoleni.
Natomiast nie do końca rozumiem dalszego kontestowania zakresu prac. Była petycja, były rozmowy i spacer po Plantach z osobą, która została wyłoniona ze środowiska protestujących. Wydawało się, że sytuacja jest omówiona, jasna, zaakceptowana, dlatego nie rozumiem podejmowanych teraz działań, które zmierzają do tego, żeby jeszcze coś zmienić. Mam na myśli dostępną w internecie ankietę. Jeżeli mamy gotowy projekt oraz pozwolenia zarówno budowlane, jak i od konserwatora zabytków i te rozwiązania zostały uzgodnione, to teraz wszelkie znaczące zmiany wymagają powtórzenia procedury, a na to nie mamy czasu. Do tego na drugiej szali leży te prawie 12 mln zł dotacji, które zostały pozyskane i ryzykujemy poprzez ewentualne zmiany utratę tej dotacji. Jeżeli nie pójdziemy w kierunku realizacji z możliwą ewentualnie korektą w przyszłości pewnych zamierzeń to myślę, że jesteśmy na takim etapie dosyć niebezpiecznym, wywrócenia całej tej inwestycji.
Zastanawia się pan jeszcze nad tym?
– Nie zastanawiam się nad tym. Trzeba wziąć pod uwagę to: niektórzy mówią w ten sposób i to bardzo głośno, że wszystkie inwestycje w Bochni są realizowane zbyt drogo, a ja powiem w ten sposób: one realizowane są po przeprowadzeniu czytelnej procedury przetargowej, bez ograniczeń jeśli chodzi o wykonawców i z tego wynika wysokość kwoty, którą należy wyasygnować. Tutaj mamy dwa rozwiązania: decydujemy się na realizację albo wycofujemy się. Nie wiem, czy ktoś podarowałby mi rezygnację z 12 mln zł. To w przypadku Plant Salinarnych, ale w przeszłości też były takie różne zakusy. W przypadku nierealizowania inwestycji powiedzą tak: jesteśmy leniwi, nieudaczni, a jeżeli realizujemy to: można byłoby taniej. Chodzi mi o taką rzecz, że Planty Salinarne to jest centrum Bochni, to jest miejsce, do którego jesteśmy wszyscy bardzo przywiązani i chcielibyśmy, żeby wyglądały okazale.
Zrezygnowaliśmy z tych rzeczy, które były bolączką dla niektórych. Myślę, że w ten sposób trochę ograniczyliśmy sobie konkurencyjność w stosunku do innych miast, ale akceptuję to i nie chciałbym iść pod prąd. Resztę trzeba wykonać w takim standardzie, który proponujemy, nawet jeśli związane jest to z dołożeniem pewnych pieniędzy. Po pierwsze dlatego, bo mamy na to zatwierdzony projekt i pozwolenia. Po drugie, bo ryzykujemy utratę dotacji. Po trzecie, że za chwilę, ci którzy kontestują wysokość wydawanych pieniędzy i jakość proponowanych rozwiązań dojdą do wniosku: zrobili byle co i wydali tyle pieniędzy. Prawdopodobnie tak by to wyglądało znając naszą bocheńską rzeczywistość.
Uważam, że projekt jest dopracowany, pracowało nad nim wiele osób, czynników społecznych i było zaangażowanych w to przedsięwzięcie bardzo mocno wielu urzędników urzędu miasta. Sądzę, że efekt tej pracy, ten projekt, który jest do zrealizowania jest godny i wartościowy, moim zdaniem powinien znaleźć uznanie mieszkańców.
Jak formalnie wygląda teraz kwestia przetargu na rewaloryzację Plant Salinarnych? Czy umowa z wykonawcą została już podpisana?
– Jeszcze nie podpisaliśmy umowy. Jesteśmy umówieni na negocjacje cenowe, bo w przetargu mieliśmy takie zapisy, które umożliwiają nam teraz, po przyjęciu ofert, jeszcze rozmowę z potencjalnymi wykonawcami, z wyjątkiem jednego, który nie złożył wyjaśnień dotyczących swojej oferty. Po tych rozmowach i po przeprowadzeniu całej procedury negocjacyjnej zostanie wyłoniony wykonawca. Dlatego jeszcze trochę trzeba na to poczekać.
Ostatnio przy okazji tematu nowych miejsc parkingowych pojawiła się krótka informacja o planowanym parkingu na tzw. ruskim rynku przy ul. Floris, z której wynika, że w tym miejscu ma powstać nowa biblioteka. Co prawda, w karcie projektu „Biblioteka Przyszłości – Centrum Kulturalno Edukacyjne Powiatowej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Bochni” z Gminnego Programu Rewitalizacji nie wpisano dokładnej lokalizacji, ale kilka lat temu mówiło się, że nowa biblioteka ma być w budynkach przy ul. Regis 4 i 6. Czy w tej kwestii podjęto ostateczną decyzję, czy może zostawia pan ten temat dla swojego ewentualnego następcy?
– Powiem otwarcie, że jestem zwolennikiem tego, żeby biblioteka powstała na Plantach. Natomiast w ostatnim okresie pojawiła się u mnie taka myśl, że może mieszkańcy zdecydowaliby gdzie zlokalizować bibliotekę. W tej chwili jesteśmy na etapie kończenia przygotowania budowy budynku wielorodzinnego na os. Karolina. W związku z tym, że ten projekt będzie realizowany w następnej kadencji, rozwiąże to problem mieszkaniowy albo bardzo ograniczy problemy z tym związane, ale też umożliwi pewne rozwiązania dotyczące osób, które mieszkają na Plantach. Wówczas byłaby okazja do tego, żeby w bezkonfliktowy sposób rozwiązać te problemy z przemieszczeniem tych osób. Skoro tyle jest problemów dotyczących lokalizacji różnych obiektów to może warto zrobić wśród mieszkańców ankietę/sondę dotyczącą lokalizacji biblioteki.
To temat jeszcze na tę kadencję?
– Tak. Taką sondę można szybko uruchomić, to kwestia kilku tygodni. Byłoby to ciekawe rozwiązanie dotyczące tego w jaki sposób patrzą na to mieszkańcy. Uspołecznienie tej decyzji jest według mnie dobrym rozwiązaniem, aby później nie było to kontestowane.
W ostatnim czasie sporo mówi się o problemach finansowych. Zdecydowano się na zwiększenie opłat parkingowych mówiąc wprost, że brakuje pieniędzy na wydatki bieżące. A jak polityka władz centralnych wpływa na budżet miasta? Mam tu na myśli m.in. kwestię udziału w podatkach PIT i CIT.
– Nie da się precyzyjnie odpowiedzieć na pytanie czy to umniejszyło wpływy do budżetu, bo nie mamy danych dotyczących tego ile byśmy mieli środków, gdyby funkcjonował poprzedni system. Mieliśmy z podatku PIT i CIT określony procent z budżetu państwa i on wpływał do kasy miasta w miesięcznych odstępach, były to środki w różnej wysokości w oparciu o prognozy i bieżące wpływy podatkowe do skarbu państwa. W tej chwili otrzymujemy dużo mniejsze środki określane na podstawie zupełnie innych wyliczeń. Dodatkowo, np. w ostatnim kwartale ubiegłego roku otrzymaliśmy ok. 5 mln zł, które stanowiły swego rodzaju wyrównanie. Nie jesteśmy w stanie wydać tych pieniędzy i one przechodzą jako wolne środki na następny rok. Fajnie, ponieważ uzupełniają braki, bo spięcie budżetu bywa niełatwe, natomiast nie umiem odpowiedzieć na to, czy to jest umniejszenie, czy powiększenie, bo nie mam możliwości odniesienia się do tego ile samorząd uzyskałby za pośrednictwem tamtego systemu, który teraz nie jest realizowany.
Urzędnicy bocheńskiego magistratu oficjalnie mówią, że z pieniędzmi jest coraz gorzej. Czy w Urzędzie Miasta Bochnia jest już jakiś plan zaradczy, żeby poprawić sytuację finansową miasta? Podejmuje się działania w tym kierunku?
– Cały czas nad tym myślimy i kierunki będą pewnie dotyczyły jednak zwiększenia obciążeń dla mieszkańców, czyli zwiększenia podatku. Przypomnę o tym, że budżet dzieli się na tą część majątkową i bieżącego utrzymania. Największy problem stanowią wydatki bieżące. Mamy za mało środków na to, żeby utrzymać wszystko to co w mieście jest na to odpowiednim poziomie. Związane jest to z wysoką inflacją, skokowymi zmianami cen energii, zwiększonymi kosztami obsługi zadłużenia oraz rosnącą pensją minimalną.
Cieszę się z tego, że wzrasta pensja minimalna, ale generuje to określone problemy dla każdego pracodawcy. Jeżeli podniesiemy pensję minimalną to w ślad za tym powinniśmy choćby trochę, respektując jakiś porządek społeczny, podnieść pensje tym, z którymi równamy tę pensję minimalną, a więc np. urzędników z podstawowego szczebla. W ślad za tym powinna pójść podwyżka dla urzędników usytuowanych wyżej w hierarchii służbowej, ale zwrócę uwagę na to, że to nie jest kwestia tylko urzędników pracujących w urzędzie, musimy też myśleć o Muzeum, MOSiRze, MOPS-ie, wszystkich miejskich jednostkach. Robi się problem, bo nie mamy takich wpływów bieżących, aby zabezpieczyć środki. Dochodzi wtedy do sytuacji, kiedy wypłaszczamy wynagrodzenia, tracimy motywację pracowników do pracy i pojawia się istotny problem, bo pracownicy powiedzą: odejdziemy tam gdzie lepiej płacą.
Za chwilę będzie rodził się problem z pokryciem kosztów bieżącego utrzymania miasta. Wszechobecne podwyżki cen i wzrost pensji minimalnej powodują również to, że firmy świadczące na rzecz miasta swoje usługi zmuszone są do podwyższania swoich finansowych oczekiwań. Rząd pracuje nad rozwiązaniem dla samorządów, żeby stworzyć dla nich nowy system finansowania. Jeszcze nie wiemy w jakim kierunku to pójdzie, ale mam nadzieję, że wkrótce się okaże. Potrzebna nam jest stabilność i pewność tego, że fundusze na funkcjonowanie bieżące miast, gmin, po prostu będą zabezpieczone.
Czy w tym roku były jakieś podwyżki dla urzędników bocheńskiego magistratu?
– Wszystkie podwyżki pensji minimalnej zostały zabezpieczone, ale rośnie presja, żeby podnieść pensje kolejnym grupom pracowników. W rozmowach z panią skarbnik dochodzimy do wniosku, że na bazie półrocznych wyników można będzie oszacować na jaką podwyżkę nas stać, pewnie ta podwyżka będzie niezbędna, bo obserwujemy to co dzieje się dookoła nas i rozumiemy sytuację pracowników, którym zaczyna brakować środków do życia. Wszyscy ponosimy koszty, natomiast ci lepiej uposażeni z całą pewnością mają łatwiej, ale nie możemy nie myśleć o tych, którzy mają niższe uposażenie. Kolejna podwyżka pensji minimalnej przed nami, a to generuje określone konsekwencje dla każdego samorządu w Polsce.
Powiedział pan o zwiększeniu podatku. Jaki podatek ma pan na myśli?
– Myślę o podatku od nieruchomości. Dotykamy szerszego zagadnienia, bo jest kilka grup podatkowych i generalnie ustawodawca pozwala np. na wykorzystanie większego zakresu, natomiast poprzez decyzje rady te podatki są mniej więcej na poziomie średnio ok. 70 proc. możliwości jakie daje ustawodawca, więc nie są za wysokie w porównaniu z ościennymi gminami, które wykorzystują ten zakres w znacznie większym, a niekiedy maksymalnym stopniu.
Czy nie boi się pan, że kolejne inwestycje dokładają nam wydatków bieżących? Chociażby Planty, które będą odnawiane – czy koszty utrzymania odnowionych Plant zostały już oszacowane?
– Myślę, że oczekiwania mieszkańców wyznaczają pewne kierunki, standardy, generalnie pewne sprawy, które realizujemy w mieście wynikają z oczekiwań mieszkańców. Na pewno koszty wzrosną, jeśli chodzi o utrzymanie Plant, ale myślę, że poprzez wspólną debatę nad finansami samorządu dojdziemy z radnymi do konsensusu i będzie można uzyskać więcej środków na utrzymanie miasta.
To pytanie wraca jak bumerang co kilka lat i pewnie już się pan do niego przyzwyczaił: czy do końca obecnej kadencji uda się panu zrealizować swój aktualny program wyborczy?
– Cały czas na to patrzę, ale trzeba mieść świadomość tego, że realizacja programu, który zaproponowało się kilka lat temu podlega modyfikacjom. One wynikają z tego jakiego rodzaju środki i na co możemy uzyskać. Ktoś mówi tak, że czekaliśmy z realizacją KN-2 bardzo długi czas i owszem czekaliśmy, ale wyłożenie na tę inwestycję kilkunastu milionów złotych tylko i wyłącznie z budżetu miasta byłoby wg mnie nieodpowiedzialne. Czekaliśmy aż będą środki i uzyskaliśmy te środki, a KN-2 powstała z opóźnieniem i uciążliwościami dla mieszkańców os. Niepodległości. Ilość korzystających jest naprawdę bardzo duża, ta droga skraca w istotny sposób przejazd przez miasto, a wielu przewidywało, że nikt nie będzie tym zainteresowany.
Wracając do pańskiego pytania, wydaje mi się, że to co jest najbardziej dotkliwe to brak parkingów w mieście. Nad pewnymi rozwiązaniami pracujemy. Zostały zlecone badania geologiczne dotyczące możliwości zrealizowania parkingu pod kortami tenisowymi i „orlikiem”, czyli przy ul. św. Marka. To nam pozwoli odpowiedzieć na pytanie czy parkingi satelickie są potrzebne, czy nie. Mamy w tym zakresie określone lokalizacje. Być może po negatywnej odpowiedzi związanej z boiskiem sportowym trzeba będzie zacząć realizować tamte rozwiązania. Oceniamy, że parking, który wygenerowałby ok. 300 miejsc postojowych, jest warty rozważenia. Mamy zaawansowane prace związane z parkingiem w lokalizacji przy ul. Na Kącik. Niby nic, ale coś się w tym zakresie dzieje.
Rzeczywiście idzie to z dużym oporem, ale jeżeli dostaliśmy pieniądze na coś innego, bo akurat nie było na parkingi, to trzeba było te pieniądze wykorzystać, bo inaczej sami nie dalibyśmy rady przebudować centrum, wybudować tężni bez środków zewnętrznych. To miasto by się nie zmieniało, a oczekiwania mieszkańców szły w tym kierunku, żeby coś się zmieniło, żebyśmy mieszkali w innej rzeczywistości, żebyśmy nadążali za zmianami w innych miastach. Samorządy proponują różne rzeczy i chcielibyśmy za nimi nadążyć.
Czy ma pan już jakieś przemyślenia dotyczące tego co dla Bochni będzie najważniejsze w kolejnej kadencji samorządowej? Czy jeszcze za wcześnie na taką rozmowę?
– Te kierunki są zdefiniowane, bo one z całą pewnością będą dotyczyły rozwiązań komunikacyjnych. Myślimy tutaj o sfinalizowaniu połączenia autostrady z drogą krajową i wyprowadzenia drogi wojewódzkiej z miasta, co oprócz usprawnienia połączeń komunikacyjnych również usprawniłoby natężenie ruchu. To są duże i kosztowne rzeczy, więc te rozwiązania będą pewnie priorytetem.
Co pan sądzi o wynikach sondy wyborczej zrobionej ostatnio przez redakcję „Niecodziennika Bocheńskiego”, w której wygrał pan z przewagą jednego głosu nad starostą bocheńskim Adamem Kortą?
– Z panem starostą wystartowaliśmy w zawodach i praktycznie na jednakowym poziomie zakończyliśmy ten „bieg”. Sądzę, że jest to taka bieżąca ocena mieszkańców, którzy oceniają nasze zaangażowanie w codzienną pracę u podstaw. Jednak nie wiemy jakie kryteria decydowały o tym kto wziął udział w tym rankingu, nie wiemy też jakie będą okoliczności po wyborach do Sejmu, więc trudno ocenić. Traktuję to w kategorii rozrywkowej zabawy.
Czy według pana Bochnia robi się coraz bardziej partyjna?
– Myślę, że każdy samorząd jest już partyjny. Jeśli chodzi o same wybory to ludzie tutaj jednak – co pokazuje przykład kilku wyborów – głosują na człowieka. Według mnie te sympatie polityczne odgrywają mniejszą rolę, ale są zauważalne. Wydaje mi się, że osoba, która nie zyskała zbyt dużo wrogów ma szanse na funkcjonowanie i realizowanie pewnych zamierzeń, bo celem nie jest samo bycie u władzy, tylko realizowanie oczekiwań mieszkańców, wyborców, ich aspiracji, poprawy komfortu życia.
Czy podjął pan już decyzję dotyczącą przyszłorocznych wyborów samorządowych, tzn. czy będzie pan kandydował na kolejną kadencję?
– Nie podjąłem takiej decyzji. Do wyborów samorządowych jeszcze sporo czasu, więc wydaje mi się, że jest czas na podjęcie decyzji, na to, aby zacząć pracować nad programem wyborczym, czy innymi propozycjami dla mieszkańców.
Kiedy zatem podejmie pan tę decyzję?
– Przed nami wybory parlamentarne, więc myślę, że ten czas dotyczący tego okresu jest czasem właściwym na podjęcie decyzji. Część kandydatów do wyborów samorządowych pojawi się dopiero po wyborach parlamentarnych, bo nie dostaną się do Sejmu lub Senatu. Dlatego wydaje mi się, że trzeba poczekać do wyborów parlamentarnych i wtedy o tym decydować.
A może widzi się pan w innej roli, np. jako poseł lub senator?
– Moje sympatie polityczne są znane, aczkolwiek staram się mocno nie mieszać tych rzeczy, czyli roli gospodarza miasta i roli lokalnego polityka. Zdarza mi się i są takie wypowiedzi, które wskazują na sympatię z pewną stroną sceny politycznej, ale nie zamierzam kandydować do Sejmu, czy Senatu. Rola gospodarza miasta jest mi znacznie bliższa i wydaje się, że jeśli okoliczności się nie zmienią to ten kierunek zostanie utrzymany.