– Pragnę z całą stanowczością zaprzeczyć, jakoby personel porzucił lub zaniedbał mieszkańców. Podopieczni nie byli głodni i pozostawieni bez opieki! – napisała w komentarzu pod artykułem w Bochnianin.pl siostra Julietta, jedna z dominikanek, które od piątku zajmują się pacjentami w DPS w Bochni.
We wtorek opublikowaliśmy artykuł „DPS w Bochni. Chwalimy zakonnice, ale nie zapominajmy o heroicznej walce personelu, który zastąpiły”. Zwracałem w nim uwagę, że w przekazie medialnym zdarza się, że rozgrywająca się tu historia jest upraszczana do fałszywego przekazu, że zakonnice musiały przybyć z pomocą, bo zasadniczy personel uciekł zostawiając podopiecznych na pastwę losu. A to przecież nieprawda i jest bardzo krzywdzące dla osób, które od lat opiekują się pacjentami w DPS. Cały artykuł TUTAJ.
Siostra reaguje w komentarzach
W dyskusji, która rozwinęła się pod tamtym artykułem, głos zabrała siostra Julietta:
„Szczęść Boże – jestem Siostrą, która od piątku jest z podopiecznymi w DPS. PRAGNĘ Z CAŁĄ STANOWCZOŚCIĄ ZAPRZECZYĆ JAKOBY PERSONEL PORZUCIŁ I ZANIEDBAŁ MIESZKAŃCÓW. Podopieczni nie byli głodni i pozostawieni bez opieki! Nawet jeżeli gdzieś się pojawiły w prasie lub mediach podobne informacje, być może są one wynikiem niepoprawnej interpretacji lub nadinterpretacji. Wszyscy doskonale wiedzą, że rzeczywistość koronowirusa wymusza wymianę opiekunów że względu na bezpieczeństwo podopiecznych. Tak było i w tym przypadku – nie twórzmy teori spiskowych, jest ich i tak dużo…
Siostry i Ksiądz, którzy teraz tu jesteśmy WYRAŻAMY OGROMNY SZACUNEK K DOSTRZEGAMY POŚWIĘCENIE PRACOWNIKÓW, KTORZY GDYBY MOGLI – TO BY ZOSTALI!Dziękujemy im za całodzienną pracę, która często jest niedostrzegana, a teraz wręcz krzywdząco potraktowana złymi opiniami. Nie czujemy się jak ktoś, kto zasługuje na specjalne słowa uznania. Jesteśmy tu z potrzeby serca i na prośbę Władz Miasta. Służba to nasza codzienność. Tak samo jak całego Personelu DPS w Bochni. DLA NAS TO WY KOCHANA ZAŁOGO DPS codziennego życia wśród podopiecznych JESTEŚCIE BOHATERAMI! Niech Bóg będzie uwielbiony w każdym z nas.”
„Nie czujemy się bohaterkami”
Z siostrą Juliettą udało mi się porozmawiać telefonicznie. Zapytałem, co skłoniło ją do skomentowania artykułu?
– Przyjeżdżając do Bochni absolutnie nie chciałyśmy przekreślać tego, co robiły panie tu pracujące. Zrobiło mi się bardzo przykro, a ponieważ nie należę do osób, które chowają głowę w piasek, więc postanowiłam stanąć w obronie tych pań – wyjaśniła i dodała: – Mamy wiele DPS-ów, które prowadzimy jako zgromadzenie i wiemy jak wygląda ta praca przez cały rok na co dzień. I to jest dopiero bohaterstwo. My tutaj nie czujemy się absolutnie żadnymi bohaterkami. Po prostu była taka potrzeba, zwrócono się akurat do nas, więc odpowiedziałyśmy.
W czasie rozmowy wspólnie dochodzimy do wniosku, że źródłem nieporozumienia związanego z rzekomym „zaniedbaniem podopiecznych”, mógł być wyemitowany w telewizjach i opacznie zrozumiany apel siostry Julietty o przekazywanie środków do pielęgnacji i higieny.
– Nigdy bym nie wysnuła takiego wniosku, że skoro o to proszę, to znaczy, że ludzie są brudni – bo to by świadczyło, że skoro ja idę kupować żel do kąpieli, to jestem brudna…? Myślałyśmy po prostu przyszłościowo – wyjaśnia. Dodaje też, trochę na usprawiedliwienie: – Żadna z nas nie jest przeszkolona do tego jak wypowiadać się w sposób bardzo precyzyjny do mediów.
„Podopieczni są niesamowici!”
Po kilku dniach pracy w DPS siostra Julietta ocenia:
– Jesteśmy razem z podopiecznymi już dobrze zorganizowaną ekipą. Mamy jednego rodzynka księdza, który nas tutaj mocno wspiera, nie tylko od strony duchowej, ale też od strony organizacyjnej, pomocowej. Podzieliliśmy się na trzy zespoły 3-osobowe, mamy 8-godziny system pracy – wylicza. Od razu dorzuca: – Gdybym ponownie miała możliwość podjęcia decyzji, czy tu przyjeżdżać – zrobiłabym dokładnie to samo.
Siostra ma wiele dobrych słów dla podopiecznych, którymi przyszło zajmować się dominikankom: – Czas z tymi ludźmi jest także dla nas czasem wartościowym. Oni są niesamowici. Są wdzięczni, pomagają, tłumaczą, bardzo ciepło wypowiadają się o swoich opiekunach, czekają kiedy wrócą… Rozumieją na swój sposób całą trudność tej sytuacji, w której się znaleźli – i oni, i opiekunowie. My pomagamy im, oni starają się pomagać nam – podkreśla.
Czy są chwile zwątpienia? – Bardzo pomagają nam medycy, pan starosta, który zadbał o różne rzeczy, nie jesteśmy tutaj pozostawieni sami sobie – ani podopieczni, ani my – zapewnia siostra Julietta. – Sobota była bardzo trudna, to wtedy mogły różne myśli przechodzić przez głowę. Ale skoro dałyśmy radę w sobotę, to damy radę kolejne dwa, trzy tygodnie – podsumowuje.